Bez względu jednak na to, jak ten zakątek nazwiemy, nie da się ukryć, że zdaje się on skrajem świata. Dla kilku pokoleń rozmiłowanych w Bieszczadach turystów jest to kwintesencja charakterystycznej dla tych gór dzikości i swobody.
Pokochał góry, a one pochłonęły go na zawsze.
Za oknem malował się zwyczajny, codzienny świt. Słońce jak zawsze wyzierało zza gór, stając się coraz większe i większe, ogarniając swoimi promieniami kolejne sudeckie miasteczka. Każdego poranka pojawiało się w Kotlinie znienacka, sprawiając wrażenie, jakby chciało zaskoczyć mieszkańców swoją obecnością, niczym wpadający na scenę zza kulis aktor, który pomylił przedstawienia.
To co się działo po drugiej stronie gór, zostawało po drugiej stronie. Kto za dużo pyta, ten za dużo wie, a kto za dużo wie, ten gorzej śpi, nieprawdaż?
Niebo nad Kotliną Jeleniogórską przypominało witraż, który nieustannie zmienia swoje barwy. Na granatowej z początku tafli ciemne kawałki szkła były stopniowo zastępowane pomarańczowymi, żółtymi i czerwonymi szkiełkami. Zza linii horyzontu nieśmiało wyłoniło się słońce. Swoimi promieniami obejmowało kolejne górskie hale, przyspieszając topnienie wciąż zalegającego na nich śniegu.
Bez względu jednak na to, jak ten zakątek nazwiemy, nie da się ukryć, że zdaje się on skrajem świata. Dla kilku pokoleń rozmiłowanych w Bieszczadach turystów jest to kwintesencja charakterystycznej dla tych gór dzikości i swobody.
Książka: Sekrety Bieszczadów
Tagi: Bieszczady, góry, dzikość, swoboda