I patrzy dokładnie na nią, w obiektyw. Jakby chciał jej coś powiedziećtamtego dnia. Pewnie, była wtedy dość przybita. Pewnie, dokładnie w tamtymmomencie nie widziała wyraźnie. Ale on tam był: pięć, może sześć metrówod niej. A ona go nie widziała.
Ludzie różnie sobie radzą ze spadającym na nich nieszczęściem. Po jednych spływa to jak po kaczce, inni muszą topić smutki w alkoholu, niektórzy - jak mama Ani - popadają w depresję i otępienie, pozwalając, by wszystko toczyło sie obok nich, zupełnie obojetni na los najbliższych. Są też jednak tacy, dla których poważny problem to wyzwanie, wręcz zachęta do działania i walki.