Widok miłości, jaką miała w oczach, miał w sobie coś z wolności, z jej świadomego wyboru, absolutu, który przytłaczał go swą bezgraniczną siłą.
Ogarnęło mnie uczucie gorąca. Wpatrywał się we mnie zuchwale. Widział, że płonę, i nasycał tym oczy. Karmił się moją bezbronnością, cały czas zachowując dystans. Im dłużej to trwało, tym bardziej go pragnęłam. Atmosfera była gęsta od seksu.
Boże. Ten uśmiech mnie atakował, był jak broń, uderzał i odbierał rozum. Czy on kiedyś się nie uśmiechał.
Zrozumiałem. To nas z Czarnym łączyło. Obaj wiedzieliśmy, że długi trzeba spłacać, a niezałatwione sprawy zamykać. Nawet te najstraszniejsze. Przypomniałem sobie o tej, która mi najbardziej ciążyła. I pomyślałem, że prędzej czy później będę musiał się nią zająć. Ale może jeszcze nie teraz.
- Audi jeżdżą frajerzy - dorzucił Czarny, który wciąż bawił się nożem w okolicach przyrodzenia mężczyzny. - Cztery zera, piąte za kółkiem.
Nigdy nie był żadnym wielkim gangsterem, nie rozrabiał, nie pił alkoholu. Czasami popalał trawę, ale ani razu nie został aresztowany. Nawet go nie spisano.
Nie miała pojęcia, dlaczego broni Wilków. Sama wielokrotnie przeklinała, że urodziła się i mieszka w tej zagubionej w środku głuszy wiosce, gdzie nawet problem z zasięgiem. Wypizdowo czy nie, było to jednak jej wypizdowo.
- Myślałem, że zdechnę w tym autobusie. Ja pierdolę, co za ciasnota. A teraz wypizdowo - powiedział chłopak, rozglądając się dookoła. - Tutaj nawet psy nie szczekają dupami, ale, kurwa, nie wiem... siusiakami.
Uratował mi się w ten sposób życie. Bo kiedy ktoś taki mówi ci coś takiego, to naprawdę ostatni dzwonek alarmowy, żeby się za siebie wziąć. No, a potem ja uratowałem życie jemu, więc chyba wyrównaliśmy rachunki.- Taki jesteś honorowy?- Uważam, że długi należy spłacać - oznajmiłem.
Połknął czarną pigułkę i wiedział, jak jest naprawdę. Świat dzielił się na chadów i przegrywów. On był przegrywem.
Na każdą z tych sytuacji byli gotowi, na każdą z nich mieli przygotowane wzory postępowania, ale co zrobić z człowiekiem, który uprzejmie, chociaż stanowczo, zgadza się z niemal wszystkimi żądaniami? Takim, który ulega presji, ale nie wydaje się przestraszony?
Wstałem ostrożnie i powoli podszedłem do drzwi. Kiedy otworzyłem je gwałtownym ruchem, po drugiej stronie stała gospodyni, która nawet nie zdążyła się wyprostować i tkwiła tak, na wpół zgięta, z uchem trochę powyżej wysokości klamki. Na jej pomarszczonej twarzy pojawił się rumieniec wstydu.
Coś w całej tej sprawie nie grało. Jeszcze nie wiedziałem, co dokładnie, ale wyczuwałem fałsz. I, cholera, po prostu chciałem się dowiedzieć, co tu się naprawdę wydarzyło.
Książka: Szpetnicy