Emma wpakowała się w sam środek wszystkiego. O ile to nie było widoczne, ona była aż za bardzo widoczna - po prostu ultrafioletowa. Była wybuchem jądrowym, który niszczył wszystko i wszystkich. A teraz ja utknęłam w szkole, która nadal jest w żałobie, w świecie ludzi, którzy uważają, że to ja jestem przyczyną śmierci tej dziewczyny. Zachowują się tak, jakby chcieli, żebym ja też umarła, żebym też się zabiła, bo Emma to zrobiła - i nikt nie widzi, że to nie ma sensu.
Zawsze przestrzegałam zasady, by nigdy nie spędzać nawet pięciu minut z ludźmi, którzy nie chcą być ze mną. Dobrze też pamiętam przestrogę mojej mamy, by nie przebywać z ludźmi, którzy psują nam charakter, wyzwalając naszą agresję. Takie znajomości są destrukcyjne, osłabiają, nic w zamian nie dając.
- A ja lubię kłopoty. - My nie - odrzekł zarządca. - Wolimy, żeby wszystko szło nam wygodnie. - Ja nie chcę wygody. Ja chcę boga, poezji, prawdziwego niebezpieczeństwa, wolności cnoty. Chcę grzechu. - Inaczej mówiąc - stwierdził Mustafa Mond - domaga się pan prawa do bycia nieszczęśliwym.
Od kiedy skończyłam lat dwanaście, marzyłam o przystojnym i silnym rycerzu bez wady i skazy, który będzie potrafił ułożyć moich prześladowców w schludny stosik. Koło piętnastki czułam się już mniej więcej pewnie w magii obronnej, w związku z czym konieczność posiadania obrońcy znikła. Niby po co komu facet, jeśli sama możesz dać godny opór?
Kobieta udomowiona to taka, która zagubiła gdzieś swój talent, pasję, tkwiący w niej ogień; zostawiła za sobą, zaniedbała to, co kochała, co pragnęła robić, to, kim chciała być. (...) Zrezygnowała z dziecięcych marzeń, ponieważ na jej drodze pojawiła się złota kareta, obietnica łatwego życia, bogaty kochanek, dobrze płatna, choć nudna praca".