Wydaje mi się, że historie biblijne dużo lepiej brzmią w oryginalnym wydaniu, ale rozumiem też potrzebę dobrego opracowania. Pismo Święte nie jest książką, którą można sobie przeczytać ot tak, a Francine Rivers podaje nam w "Rodowodzie Łaski" swoje odczucia na temat Słowa. Dlaczego też bardzo mnie ucieszyły rozważania na końcu książki. Podoba mi się pomysł krzewienia samodzielnego myślenia, i zastanawiania nad własną wiarą. Ogólnie powieść jest dobra, na pewno trafia dokładnie tam, gdzie powinna, ale to ledwie maleńki fragment tego, co można znaleźć w Piśmie Świętym.
Aaron. Jego odwaga przesłoniła lęk brata. Składał ofiary przebłagalne za grzechy ludu. Jego głos niósł Słowo Boże. Mojżesz rozdzielił wody Morza...
Dzieje wielkiej, trudnej, odkupieńczej miłości, jakiej nie znajdujemy w innych powieściach. Ona piękna i udręczona, jako dziecko wydana na łup grzechu...