,,Porządek dnia" to książka mająca zaledwie 146 stron, ascetyczna językowo, ale tak poruszająca, że czytałam chyba dwa tygodnie.To literacka opowieść o tym, jak w Wielkiej Historii rodziło się ZŁO - za przyzwoleniem europejskich mocarstw i koncernów.W kontekście trwającej wciąż wojny na Ukrainie, to lektura aktualna i bardzo poruszająca.
146 stron - tyle pochłaniam zwykle w godzinę, może dwie godziny. Potrafię czytać w każdych warunkach, ale dla tej lektury musiałam zarezerwować czas tylko dla siebie. Musiałam robić przerwy, żeby pomyśleć, przetrawić, przeżyć.
Temat nie był dla mnie nowością. Nie jestem historyczką, ale znam dzieje na tyle, by wiedzieć, jak od wieków wyglądały i wyglądają ,,romanse" biznesu z polityką (i by od dawna nie wierzyć, że historia est magistra vitae).
Eric Vuillard w swojej utytułowanej książce pokazuje, w jaki sposób Hitler, zakompleksiony kurdupel, z czasem jednak megaloman, mały potworek urósł w siłę i stał się monstrum, które otumaniło miliony. I doprowadziło do zagłady milionów...
Akcja rozgrywa się w latach 30. minionego wieku.Autor w poruszający sposób pokazuje, jak wyglądały zakulisowe rozmowy i spotkania Hitlera i jego popleczników z właścicielami największych niemieckich koncernów i z zagranicznymi politykami. BASF, Bayer, Agfa, Opel, Allianz, Telefunken, Siemens... - brzmi znajomo?Oczywiście, że tak, bo te koncerny wciąż istnieją, mimo iż ich założyciele już zamienili się w proch.Jak pisze Vuillard ,,są wszędzie, pod postacią przedmiotów. Są naszą codziennością, Leczą nas, ubierają, oświetlają, wożą po drogach całego świata, kołyszą do snu".
Niemal sto lat temu dwudziestu czterech właścicieli koncernów sprzedało się diabłu w ludzkiej skórze - dla zysku, z chciwości i wyrachowania, na pewno nie w naiwny sposób, bo byli zbyt wytrwanymi i cwanymi biznesmenami.
Nieco inaczej było z lordem Halifaxem, angielskim politykiem, który podczas pierwszego spotkaniem z Hitlerem początkowo wziął go za ...lokaja.
Niemożliwe, by nie poznał się na psychopacie Goeringu. A jednak doszło do tego, co dziś nazywamy ,,polityką ustępstw". Halifax po wizycie w Niemczech napisał: ,,Nacjonalizm i rasizm to potężne siły, ale nie uważam ich za wynaturzone czy niemoralne". Hitler i jego partia teoretycznie mieli być sojusznikami w walce ze znienawidzonymi i niosącymi zagrożenie dla Europy komunistami.
Były i inne sposoby - nie kuszenie i ugłaskiwanie, lecz zastraszanie, tak jak miało to miejsce w przypadku kurtuazyjnych wizyt kanclerza Austrii, Kurta Schuschingga, który w pewnym momencie naiwnie pomyślał, że znajomość prawa i konstytucja jego państwa przeszkodzą Hitlerowi w planach.
Jest też w tej książce dużo innych przykładów takiej politycznej prostytucji - nie wymienię wszystkich, bo nie chcę streszczać książki.
,,Porządek dnia" to opowieść demaskatorska i ponadczasowa. Wystarczy znać historię tylko dobrze, by wiedzieć, jak wcześniej i później europejskie mocarstwa przymykały oczy, np. na ludobójstwo w Rosji Radzieckiej.To samo od dekad dzieje się nie tylko w Europie - interesy okazują się ważniejsze od życia ludzi, wartości ustępują zyskom, a gęby polityków są pełne frazesów.
Gdy czyta się tę prozę dziś, w czasach wojny na Ukrainie, nabiera ona wyjątkowego znaczenia.Jedne koncerny wycofują swoje interesy z Rosji, inne tego nie robią. Poprawność polityczna wciąż bierze górę nad zdecydowanymi deklaracjami i działaniami (czego przykładem jest dla mnie głośne przemówienie Joe'go Bidena w Warszawie).
Całość, jak wspomniałam, jest napisana oszczędnie, ekonomia słowa jest tu bardzo ważna, nie ma ani jednego przegadanego i niepotrzebnego zdania.Może właśnie również dlatego ta proza robi tak ogromne wrażenie.
Niesamowita jest sugestywność narracji - nieraz czułam się tak, jakbym oglądała spotkania na żywo.Bardzo bolały również te, podczas których właściciele niemieckich koncernów, już po wojnie, przy rodzinnych posiłkach zastanawiali się od niechcenia ,,kim byli ci ludzie" (czyli pracujący w ich firmach przymusowi robotnicy, także z ,,jakiegoś" Buchenwaldu...)Polecam - ale nie przed snem. Przeczytać jednak warto i może nawet trzeba.
BEATA IGIELSKA
Nazywał się Tomasz Münzer i podpalił Niemcy... Najnowsza książka autora fenomenalnego Porządku dnia. Niepokojąca, uniwersalna opowieść o radykalizacji...