Literacki slasher w klimacie retro
Bywało, że w książkach Agathy Christie trup ścielił się gęsto (jak chociażby w "A. B. C."), jednak to, co ma miejsce w "I nie było już nikogo" pod względem natężenia zbrodni przebija wszystkie inne pozycje tej autorki, która bez cienia żalu rozprawia się ze swoimi bohaterami. Jeżeli komuś wydaje się, że krwawe slashery mają swój początek w kinie lat sześćdziesiątych – koniecznie powinien poznać Wyspę Żołnierzyków.
Oddalona od lądu wyspa, nieprzyjazne warunki atmosferyczne i tajemnicze spotkanie dziesięciorga nieznajomych gwarantują czytelnikom nerwy napięte niczym postronki. Każdy z bohaterów ma coś na sumieniu – mniejszą lub większą zbrodnię, każdy wierzy (lub chce wierzyć), że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw. Jednak jest ktoś, kto zna wszystkie mroczne sekrety i postanawia się z nimi rozprawić.
"I nie było już nikogo" to prawdziwa klasyka gatunku. Oczywiście tak możemy powiedzieć my – współcześni czytelnicy. W czasach, w których powieść miała swoją premierę, na wielu płaszczyznach była nowatorska i wychodziła poza schematy kryminału. Doceniam ją za różnorodne kreacje bohaterów, nawet jeśli początkowo miałam problem z ich spamiętaniem. Jak to zwykle u Christie bywa: postacie są charakterystyczne, ale ledwo nakreślone. I tym razem nie poznamy zawiłości ich charakterów czy szczegółowych motywacji, a tylko to, co autorka uznała za niezbędne.
Siłą "I nie było już nikogo" jest mroczny, duszny klimat oraz nieustannie narastające napięcie, które sprawia, że powieść trudno jest odłożyć na później. Zakończenie? Trochę zaskakujące, a trochę nie. Zwłaszcza gdy dojdzie się do wniosku, że wydarzenia z Wyspy Żołnierzyków idealnie pasują do osobowości jednego z bohaterów – którego? Musicie przekonać się sami…
Zbiór dwunastu zimowych zagadek kryminalnych pióra mistrzyni gatunku. Dni robią się coraz krótsze, a w powietrzu już czuć zbliżającą...
Słuchowisko na płycie CD. Występują: Marian Opania, Andrzej Ferenc, Krzysztof Kołbasiuk, Joanna Sobieska, Krzysztof Gosztyła....