Ósmy tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa podobał mi się, ale nie wywarł takiego efektu, jak wcześniejsze. A to dlaczego? Z powodu lekko naciąganej fabuły, zbyt wielu wątków, osób. Z początku ma się wrażenie chaosu: sprawa bezdomnych, to śmierć pewnego chłopaka, odnalezione zwłoki, to legenda o opętanej przez diabła żonie drwala, fałszywa dziennikarka. Ciężko stwierdzić co stanowi centrum wydarzeń- to także usiłuje rozgryźć ekipa śledcza z Lipowa. Ale w miarę przekładania kolejnych kartek sytuacja powoli się klaruje, poszczególne wątki zaczynają układać się w spójną całość.
Pisarka jak zwykle dobrze dozuje dramatyzm, ciekawie psychologicznie portretuje bohaterów, chociaż jest ich tak wiele, że są trochę pobieżnie opisani. Mamy matkę, która czuje, że musi zrobić dla dziecka pewien krok („To nie było nic złego”); człowieka ryzykanta, który igra z losem, wystawiając innych na próby; wyrachowaną matkę, romansujące pary. I w końcu mężczyznę, który mimo braki odznaki, czuje się nadal policjantem.
Cieszę się, że Daniel Podgórski powoli wychodzi na prostą. Nie podoba mi się w roli pijaka, który pije, bo „ skoro i tak sięgnął dna, nie było już gdzie dalej spadać”. Ale wstyd pali. Pojawiła się też Kopp, która ma niespodziewanego gościa…
„Czarne narcyzy” okazały się bardzo zamotane wątkami, lekko chaotyczne, ale zaskakujące motywami. Kłamstwa, tajemnice.
„Musi się udać. Właśnie mnie.”
W Lipowie nastał świąteczny czas. Wszystko pachnie sosnowym igliwiem, a w ceglanym kościele śpiewa się kolędy. Jedno tylko mąci spokój mieszkańców...
Dziewiąty tom sagi o Lipowie. Berenika jest zbuntowana i lubi chadzać własnymi ścieżkami. Po raz kolejny znika z domu. Jednak tym razem wszystko wydaje...