Jarosław Czechowicz porusza ważny społecznie temat - przemoc domową zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Coraz więcej przemocy skrywanej w czterech ścianach, w mroku nocy. Coraz więcej przemocy kobiet wobec mężczyzn, bo tak naprawdę przemoc nie ma płci. O tyle jest to łatwiejsze w Tromso, że pół roku trwa tam noc polarna i jest mniejsze zaludnienie. Nie ma sąsiada za ścianą, który usłyszy krzyki. W kraju zimy i lodu z jednej strony łatwiej ukryć mroczne tajemnice, a z drugiej trudniej ukryć skutki przemocy, zwłaszcza na dzieciach, które podlegają szczególnej ochronie.
Autor obnaża słabość norweskiego systemu prawnego, chroniącego sprawcę, niewidzącego ofiary. Zdziwiona byłam zachowaniem nauczycielki, oprawcy i dzielności dziecka, które chyba tak naprawdę nie chciało wyrwać się z rąk kata. Czechowicz pokazuje także niemoc lekarza opiekującego się Michałem w szpitalu, a równocześnie podpowiada, jak kobieta może wyjść obronną ręką, wydawałoby się, z sytuacji bez wyjścia.
Gdy czytałam ten thriller, momentami fizycznie mnie bolało. Czułam siłę ciosów, ich celność i szybkość, choć brakowało śladów. Jednak najwięcej cierpienia przysporzyła mi ,,zabawa" bohaterki. Jakże okrutnym trzeba być, by ukochanego skazać na tak wielki ból, na zagrożenie życia. Michał musiał się zmagać z bólem i traumatycznymi skutkami. Ile zła mieściło się w tej kobiecie, to niewyobrażalne, a jednocześnie zrozumiałe. Agata miała od kogo czerpać wzorce. Sama przeszła w traumę. Przemoc w jej życiu zatoczyła koło.
Michał jest typową ofiarą zapatrzoną w ukochaną osobę. Jest w stanie jej wszystko wybaczyć, byle zasłużyć na odrobinę czułości żony. Nie reagując na jej postępowanie, daje jej ciche pozwolenia na zadawanie sobie kolejnych ciosów. Choć rozumiem siłę miłości, to dla mnie zachowanie Michała jest niezrozumiałe, tym bardziej że jest większy i silniejszy od filigranowej kobiety. Miałam ochotę nim potrząsnąć. W moich oczach bohater to bezwolna kukła. Jego uległość, spolegliwość, bierność męczyły mnie.
Thriller czytało mi się średnio. Okrutny prolog wprowadził mnie w norweski klimat, a potem zanurzyłam się we wspomnieniach i rozmyślaniach bohaterów, analizowaniu zdarzeń i sytuacji. W każdej z trzech części głos zabiera jeden z trzech bohaterów i snuje swoją opowieść, przez co momentami wkradał się chaos. Brakowało mi akcji, na co narobił mi apetytu wstęp i kilka brutalnych scen. Fakty w zakończeniu łatwo połączyć, ale między nimi jest luka. Zastanawiałam się, jak to było możliwe. Nie znalazłam odpowiedzi. Czegoś mi zabrakło. Za to mogłam się upajać pięknem norweskiej przyrody.
"Ciosy" to studium cyklu przemocy fizycznej i psychicznej, eskalującego zła, zadawnionych ran, nieprzepracowanych traum, złożonych relacji międzyludzkich. To obraz tego, jak ofiara staje się katem. To słabość systemu prawnego. To piękno Norwegii zaklęte w zorzy polarnej i fiordach. Książkę warto przeczytać ze względu na tematykę.
„Winne” to mroczna i bezkompromisowa opowieść o kobietach, które niosą w sobie poczucie winy za coś, za co nie są odpowiedzialne. Ale...
Trzy kobiety. Dwanaście godzin. Któraś z nich musi odpowiedzieć za to, co zrobiła. Magda prowadzi zwyczajne życie. Mieszka w przytulnym domu w...