Jeśli jednak wytyczona dla niej ścieżka musiała być wąska, to i tak będzie wiodła wśród kwiatów spokojnego szczęścia"
Moja przygoda z Anią, a w zasadzie z Anne z Zielonych Szczytów zaczęła się kiedy miałam kilka lat. Kiedy byłam mała, mama czytała mi ją przed snem, później kiedy już sama czytałam, dokończyłam serię i obejrzałam wszystkie możliwe ekranizacje tej serii.
Wydawnictwo Marginesy wykonało wspaniałą robotę i wydało Anne w zupełnie nowej odsłonie, z nowym poprawnym tłumaczeniem bez spolszczeń wykonanym przez Annę Bańkowską. Bohaterowie mają w końcu prawdziwe imiona, a nazwy geograficzne na wyspie Edwarda oryginalne brzmienie. Tłumaczka podkreśla, że chciała jak najściślej i najwierniejsze oddanie przetłumaczenie oryginału i oddanie go w ręce polskich czytelników.
Anne jest jedenastolatką, która wprost z sierocińca trafia do rodzeństwa Cuthbertów. Marilla i Matthew są zdziwieni kiedy zamiast chłopca do pomocy w gospodarstwie w gospodarstwie pojawia się właśnie Anne. Dziewczyna bardzo szybko zaskarbia sobie ich sympatię i zostaje. Mieszkając na Zielonych Szczytach Anne zaprzyjaźnia się z Dianą Berry, a w jej życiu pojawia się Gilbert Blythe. Dziewczynka na zawsze zmienia życie rodzeństwa Cuthbertów.
Kiedy poznałam przygody Anne bawiłam się bardzo dobrze, powrót do tej serii sprawił mi wiele przyjemności. Świetnie się bawiłam przeżywając kolejne przygody z małą dziewczynką. Urzekła mnie jej wielka wrażliwość i poetycka natura. Oczywiście pokochałam też Dianę i Gilberta, który był jednym z pierwszych moich książkowych mężów.
A short and sweet romance by the author of "Anne of Green Gables", Kilmeny of the Orchard is a story about a schoolteacher (Eric) who goes to Prince Edward...
Kiedy Eryk zapuścił się w głąb starego ogrodu, nie spodziewał się, że spotka tam tajemniczą Kilmeny, piękną, czarnowłosą dziewczynę. Pokochał ją od pierwszego...
Nie miałam pojęcia, jak wyglądają Zielone Szczyty, ale od razu wyczułam w nich swój dom. Och, to wszystko wydaje mi się snem! Muszę mieć rękę powyżej łokcia całą w siniakach, bo tyle razy się w nią dziś szczypałam. Co jakiś czas ogarniało mnie koszmarne uczucie, że to jednak tylko sen, więc dla pewności musiałam się uszczypnąć, aż nagle uświadomiłam sobie, że nawet jeśli śnię, to wcale nie chcę się obudzić, no i przestałam... Ale w końcu wiem, że to prawda i że właśnie dojeżdżamy do domu.
– Słyszy pan, jak drzewa mówią przez sen? – szepnęła dziewczynka, kiedy pomagał jej wysiąść. – Jakież miłe sny muszą mieć!
Więcej