Czterdziestostopniowe mrozy, erupcje wulkanów kilka razy do roku i trzęsienia ziemi, które stają się codziennością. Trzy miesiące lata i dziewięć zimy.
Ale też piękno dzikiej przyrody, której spokoju człowiekowi jeszcze nie udało się zakłócić. Widok zorzy polarnej na nocnym niebie, gdy niezmącone jest chmurami, a gwiazdy są jasne i doskonale widoczne. Wysokie szczyty górskie zbyt nieprzewidywalne dla niejednego himalaisty, a jednak wciąż przyciągające nowych śmiałków.
Alaska nie jest miejscem łatwym do życia, ale wszelkie trudności wynagradza pięknem otoczenia. Niejedna osoba porzuciła codzienność w wygodnym mieście, by przenieść się na odludzie, gdzie dostęp do bieżącej wody czy prądu jest utrudniony, ale za to sceneria zapiera dech w piersiach. W całym stanie zdaje się panować poszanowanie przyrody i ostrożności w zetknięciu z nią. Od dziecka uczy się tam, co zrobić, gdy łoś zagląda przez okno a niedźwiedź spaceruje po podwórku, gdy musisz iść do pracy. Napływy turystów jednak interesują przede wszystkim parki, które zajmują znaczną część Alaski. Miejsca, gdzie pogoda bywa zdradliwa, a grunt nie zawsze jest stabilny, ale gdzie bywa tak pięknie, że szkoda zamykać oczy.
Damian Hadaś kreśli przed nami wielobarwny obraz Alaski z punktu widzenia turysty oraz mieszkańca. Zahacza o historię, której nie ubarwia i nie łagodzi. Wprost mówi o dyskryminacji z jaką wciąż spotyka się rdzenna ludność oraz jaka spotykała ich kiedyś. Przypomina o katastrofach naturalnych, które w ostatnich wiekach przyniosły wiele zniszczeń i podkreśla destrukcyjne działania ocieplenia klimatu, które na Alasce nie daje o sobie zapomnieć. Mówi o codziennych zwyczajach, poczuciu wspólnoty, edukacji czy złożach, które dla Stanów Zjednoczonych okazały się ratunkiem, ale dla przyrody ich odkrycie nie przyniosło nic dobrego.
Ledwo zaczęłam czytać, nagle byłam w połowie i niespodziewanie skończyłam. Alaska nie znajdowała się w obrębie moich zainteresowań, ale uznałam, że czas dowiedzieć się o niej choć podstaw i Hadaś podał mi je w bardzo przyjemnej formie. Nie mogłam oderwać się od jego słów, które przemykały po każdym istotnym temacie (bez pogłębiania, wiadomo, ale tyle wystarczyło). Czuć było w tym bowiem... Miłość. Miłość człowieka, który odnalazł swoje miejsce i postanowił podzielić się nim z światem. Jeszcze wiele sekretów Alaski zostało mi do odkrycia, ale teraz mam pewność, że chcę dowiedzieć się więcej i że muszę też przyjrzeć się uważniej serii podróżniczej wydawnictwa Poznańskiego. Mam przeczucie, że skrywa więcej tak przyjemnych, pełnych wiedzy, perełek jak ta książka.