Ciekawy pomysł: literacka zagadka kryminalna w nietypowej formie książki z pomieszanymi stronami, którą należy pociąć i ułożyć samemu od nowa. Edward Powys Mathers, ukrywający się pod pseudonimem Torquemada, wydał w 1934 roku zbiór The Torquemada Puzzle Book. Jego częścią stała się właśnie Żuchwa Kaina, powieść-łamigłówka złożona ze stu stron wydrukowanych w przypadkowym porządku. Sześć morderstw na stu stronach. I jak to w przesadzie reklamowej bywa – miliony możliwych kombinacji… ale tylko jedna jest prawidłowa.
Przyjemność z lektury? Będzie, jeśli ułożysz sobie kartki we właściwym porządku. Wtedy pojawi się logika wydarzeń. Tylko to podobno jest prawie niemożliwe – chyba, że z czułą pomocą ChatGPT albo innej Sztucznej Inteligencji. Największą trudnością w lekturze i porządkowaniu jest forma narracji. Narrator mówi o przeszłości. Nie ma tu zwykłych dialogów. Rozmyślania, spostrzeżenia, luźne uwagi, zabawa słowami sprawiają, że bardzo trudno odkryć logicznie sensowne przejście z jednej strony do drugiej. Wymaga to sporo mrówczej pracy – tylko czy to aby na pewno będzie świetna zabawa? Dla niecierpliwych, zmęczonych pracą (lub odpoczywaniem), szukających lżejszej rozrywki – raczej nie. Pewną wadą może też być dla niektórych konieczność zniszczenia książki. Takie przejście od destrukcji do niepełnej konstrukcji. Wszak z luźnych kartek własnym sumptem nie złożymy nowej publikacji.
Zabawy z formą są właśnie zabawami. Ilu czytelników jest nimi szczerze zachwyconych poza krytykami? Krytykami, którzy rzadko czytają coś do końca (spójrzmy na krótkie recenzje). Książki bez znaków interpunkcyjnych. Powieść jednozdaniowa. Ciekawe, czy ich twórcy napisali je w tej formie, czy dopiero po napisaniu zmienili formę, na przykład usuwając znaki interpunkcyjne? Torquemada też przypuszczalnie napisał zwykłą książkę, zadbał o to, by zdania na danej stronie kończyły się na niej, a potem porozcinał i w ten sposób stworzył zagadkę. Przeszedł do historii, a dziś – raczej zapomniany – wraca do teraźniejszości. I stawia wyzwanie. Szkoda, że wydawca nie ufundował nagrody za prawidłowe rozwiązanie zagadki. Być może jednak miał pewien zabawny problem – nikt jak dotąd nie znał właściwego rozwiązania.