„Żegluga” Kaliny Beluch to tomik pełen aniołów, światła i nadziei. To zbiór wierszy z pogranicza świata baśni i rzeczywistości. Wierszy czasami nierównych, naiwnych, ale zawsze przepełnionych optymizmem i nadzieją na nadejście lepszego jutra. Drugi zbiorek wierszy Kaliny Beluch powstawał po śmierci przyjaciela autorki – Marka Koprowskiego, dziennikarza prowadzącego dział „Wierszówka” w tygodniku „Angora”. Jak deklaruje poetka, zbiorek jest przede wszystkim próbą upamiętnienia przyjaźni łączącej ją z dziennikarzem, ale też zapisem zmagań z samą sobą, ze smutkiem i bólem po odejściu Koprowskiego. Składa się z dwóch części – na pierwszą składają się teksty pisane po śmierci dziennikarza, na drugą zaś – jego ulubione wiersze spośród poetyckich dokonań autorki.
Wiersze Kaliny Beluch oscylują na pograniczu światów baśni, mitologii i rzeczywistości. Już przy pierwszej lekturze zwrócić trzeba uwagę na naiwność (w dobrym jednak tego słowa znaczeniu), ciepło i wiarę w lepsze jutro, jakie przebijają niemal z każdego tekstu. Nawet, gdy Beluch pisze o sprawach niełatwych (jak w liryku „Alkoholizm”), nawet, gdy podmiot tych wierszy zmaga się z bólem, poczuciem głębokiej straty – wyraźnie dominująca jest tu nadzieja. Świat w wierszach Kaliny Beluch sprzyja ludziom, nawet gdy tych spotykają rozmaite przeciwności losu. Zawsze jest szansa na odmianę, zawsze jest ktoś, kto nad nimi czuwa. Pełen jest tomik Kaliny Beluch światła. Światła gwiazd, zniczy, Słońca, światła Wieczności. Światła, które daje ciepło i niesie nadzieję – nawet wśród nocy i burz. Odnajdujemy w tym zbiorku ogromne świadectwo wiary, bardzo proste, szczere i pełne ufności, którą czasem nazywa się naiwnością.
W świecie wierszy Kaliny Beluch baśń i mit mogą istnieć w świecie rzeczywistym – wiele tu więc aniołów, dobrych duchów, jest snujący nić ludzkiego życia Wielki Pająk – wcale nie taki straszny, jakim mógłby się wydawać. Owszem, operuje poetka czasem symbolami, rekwizytami nieco ogranymi, czasem balansuje na granicy kiczu. Odnajdujemy tu róże i poczwarki przeistaczające się w motyle, pojawiają się Dedal i Ikar, są ptaki w klatkach… Beluch jednak korzysta z tych rekwizytów w sposób bezpretensjonalny, lekkością, czasem delikatną ironią czy żartem niweluje efekt kiczu, uciekając zarazem od dosłowności.
Owszem, nietrudno wiersze te interpretować, bliżej jest Kalinie Beluch do liryki ks. Jana Twardowskiego niż do Miłoszowego paradygmatu poezji. Posługuje się poetka często konwencją piosenki, bajki, poetyckiej baśni, jednak czyni to sprawnie, a prostota środków poetyckiego wyrazu doskonale współgra z przesłaniem tomu. Nie znaczy to, że tomik Kaliny Beluch pozbawiony jest wad. Czasem zbyt dużo jest bowiem w tych wierszach rymów dokładnych, zdarzają się warsztatowe usterki, czasami autorka dociera zbyt blisko granicy kiczu, ale równocześnie jej miniaturki – kilkuwersowe, lapidarne wierszyki – potrafią czytelnika po prostu zachwycić. Warto więc zanurzyć się w świat poezji Kaliny Beluch, warto poszukać tu literackich perełek, warto odkryć te niedzisiejsze – i również dzięki temu szczególnie atrakcyjne – wiersze.
Autorka jest nie tylko biologiem, ale również polonistką, dzięki czemu napisała książkę bardzo atrakcyjną, równie rzetelnie, co interesująco przedstawiającą...