Mój Panie!
Zgodnie ze słownikową definicją, „sadomasochizm” jest rodzajem zaburzenia preferencji seksualnych. Przejawia się on wzmożoną aktywnością seksualną w sytuacji związanej ze zniewoleniem, zadawaniem bólu bądź upokorzeniem. Encyklopedyczne ujęcie tego tematu stara się również rozróżnić osoby wykazujące się zachowaniami o zabarwieniu sadomasochistycznym – w łagodnej formie ten rodzaj erotycznych igraszek nie jest utożsamiany z zaburzeniem. Pytanie tylko, gdzie leży granica pomiędzy figlami z klapsem w tle, a poważną nieprawidłowością w sferze erotycznych doznań?
Zapewne większość z nas (przynajmniej oficjalnie) nigdy nie roztrząsała tej kwestii. Przynajmniej do momentu, kiedy na rynek wszedł cykl powieści E.L.James, opowiadający o niezwykłym związku niejakiego Christiana Greya i panny Steel. Przepełniona seksem powieść poruszała takie zagadnienia, jak dominacja i uległość, odnosząc je – z racji tematyki – do ról, jakie odgrywają kochankowie. Medialna burza, jaka rozpętała się po publikacji oraz głosy odsądzające czytelników (czytelniczki) od czci i wiary wyśrubowały sprzedaż, zaś w ślad za historią o przystojnym biznesmenie o niezwykłej fantazji seksualnej pojawiły się kolejne publikacje, mniej lub bardziej udane, połączone jednak cechą wspólną – erotycznym zabarwieniem.
Wśród pozycji królujących na półkach księgarń, jest również powieść Sophie Morgan Wyznania uległej. Opublikowana przez wydawnictwo Hachette pozycja jest ponoć prawdziwą historią autorki, co może wpłynąć na jej odbiór, dodatkowo poruszając wyobraźnię czytelnika. Pod warunkiem, oczywiście, że po tego typu literaturę sięgnie. Pewne jest, iż niejedna niewinna dziewczyna spłoni się, czytając o orgietkach organizowanych przez bohaterkę, dziennikarkę nieustannie badającą swoje granice, owładniętą myślą o kolejnych orgazmach i o bólu, który coraz bardziej ją podnieca. Niejedna czytelniczka porzuci lekturę, zdegustowana szczegółowymi opisami łóżkowych wyczynów Sophie, niejedna też czerpać będzie z bohaterki inspirację.
Na początku chcę powiedzieć, że nie jestem perwersyjna, a przynajmniej nie bardziej niż inni! – deklaruje autorka, drażniąc się z odbiorcą i udowadniając na każdej stronie, że jednak jest inaczej. Zastanawiające jest to, dlaczego rzutka dziennikarka lokalnej gazety, mająca się za feministkę, bystra i opanowana kobieta czerpie radość z bycia stroną uległą. Oczywiście na to pytanie nie znajdziemy odpowiedzi w powieści, natomiast trafimy na coś innego. Autorka bez pruderii relacjonuje przebieg swojego seksualnego rozwoju, w tym rozwoju w charakterze strony uległej. Książka stanowi odzwierciedlenie drogi, jaką Sophie Morgan przeszła, nieustannie testując granicę swojej wytrzymałości na ból i rejestrując rosnącą przyjemność z jego odczuwania.
Pierwszym mężczyzną, który odkrył przed nią całe spektrum możliwości w kwestii czerpania zadowolenia z aktu seksualnego, a raczej z odgrywania konkretnych ról, był Ryan. Niewinne zabawy ze szczotką do włosów wkrótce ustąpiły miejsca bardziej fantazyjnym rekwizytom i większej intensywności doznań. Przeżywane u boku kolejnego mężczyzny orgazmy uświadamiają, jak wiele jest przed nią niezbadanych możliwości i w jak znaczącym stopniu ból może stanowić element seksualnych igraszek.
Autorka pisze nie tylko o bólu, ale i o utracie godności oraz kontroli związanej z pełnieniem funkcji uległej, nie szczędząc przy tym opisu takich zabaw, jak… kopulacja z nogą. W fazie poddańczej Sophie jest w stanie dać się poniżyć, błagać, mówić dokładnie to, czego chce od niej Pan - tylko po to, aby zyskać w zamian uznanie, zaś w raz z nim bonus – kolejny orgazm.
W przypadku takich pozycji, jak Wyznania uległej trudno jest mówić o walorach literackich, choć ten pseudo-pamiętnik Sophie Morgan czyta się wyjątkowo dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, iż po tego typu literaturę sięgną tylko i wyłącznie zainteresowani, a i oni – wspominając waniliowy seks Greya – mogą być oburzeni i zdegustowani brakiem jakichkolwiek zahamowań tak w odgrywaniu swojej roli przez autorkę, jak i w szczegółowym tego relacjonowaniu.