Wznowiona – i poszerzona – książka Jacka Komudy Warchoły, złoczyńcy i pijanice czyli spis hultajów z czasów Rzeczpospolitej Szlacheckiej to interesująca lektura. Z kilku powodów.
Po pierwsze: autor rozprawia się w niej z nieco uromantycznioną wizją wielkich sław Rzeczypospolitej, które, zapisane w literaturze pięknej i faktu, mogą się wydawać wzorcami godnymi naśladowania. Ot, taki poseł i krajczy wielki koronny – czyli ktoś, kto próbował i akceptował potrawy podczas uczt królewskich – w wielkim uproszczeniu, Adam Małachowski, postać szczególna, ujęty w spisie Znakomici mężowie polscy w XVIII wieku Juliana Bartoszewicza. Małachowski w istocie był nietuzinkowy – miał niemiły obyczaj zmuszać swoich gości do wypicia duszkiem ilości wina odpowiadającej prawie dwóm litrom. Jeśli ktoś nie dopił – dolewano znowu do pełna. I tak aż gość albo wypił do dna albo wpadł, pijany, pod stół. Ujęty w Opisie obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III Jędrzeja Kitowicza Małachowski zasłynął jako wielki pijanica, którego zabawy porównać można z pojedynkami pijackimi Augusta II i Piotra I, cara Rosji. Jednak pijackie zabawy wydają się niczym przy innym pomysłach panów braci. Taki Stanisław Stadnicki z Łańcuta, o którym mawiano, że zaprzedał duszę diabłu, początkowo zaangażowany w politykę Stefana Batorego w działaniach w Gdańsku, Krakowie i na wyprawie moskiewskiej. Bartosz Paprocki w Herbach Królestwa Polskiego doceniał jego szaloną odwagę i gotowość do walki. Niestety, niewiele później Stadnicki z wielkiego i odważnego wojownika stał się zwykłym bandytą, który, raz upatrzywszy sobie dobra swojej ofiary, zabierał wszystko, pozostawiając jedynie zgliszcza. Trafił jednak na godnego siebie przeciwnika i w ostateczności jego głowę obnoszono po lubelskich ulicach ku uciesze gawiedzi.
Po drugie: Jacek Komuda pokazuje, że w łajdactwach specjalizowały się także kobiety. Przywołuje historię czternastu kobiet, szlachcianek i arystokratek, których piekielne „zasługi” pozwoliły zaliczyć owe panie w poczet złoczyńców Rzeczpospolitej. Mężobójczyni Beata Zawisza, piękna i skłonna do awantur Agnieszka Zborowska, skazana za bigamię, wypadają blado na tle działań Heleny Glińskiej, matki przyszłego cara Iwana Groźnego. Bezwzględna i odważna kobieta, z rodu Litwinka, nie tylko uporała się (w tradycyjny, czytaj: zabijając wrogów) po śmierci męża z opozycją, ale zasłynęła ze stworzenia alei wisielców z Nowogrodu Wielkiego aż do Moskwy.
Po trzecie: autor uświadamia, że XVII i XVIII wiek nie były przekleństwem jedynie dla chłopstwa. Chłopi, tradycyjnie, pozbawieni wszelkich praw, stanowili własność panów. Ale nie lepszy był los szaraków, szeregowej szlachty. Pół biedy, jeśli była użyteczna, na przykład na sejmach. Wtedy szlachciury mogły liczyć na jaką taką opiekę ze strony protektora. W innym przypadku – biada im, jeśli ich majątek lub żona wpadły w oko jakiemuś zacnemu rozbójnikowi. Prawo niby działało, niby chroniło, ale prawo prawem, ale częściej dawali głowę pod katowski topór niż Radziwiłłowie czy Lubomirscy. Choć i tych udawało się czasem skazać, a wyrok wykonać.
Rzeczpospolita szlachecka była zjawiskiem na skalę europejską. Z wolności zwanej złotą korzystali wszyscy tytułujący się szlachtą. Mając do dyspozycji bajeczne fortuny, folgowali sobie ponad miarę. Zabawy Sienkiewiczowego Andrzeja Kmicica wydają się przy ich rozbojach niewinnymi igraszkami. Po tych czasach pozostały księgi, listy i pamiętniki, dzięki którym już dzisiaj możemy ponownie spojrzeć na cały wiek, który dla jednych był okazją do męstwa a dla innych do łajdactwa. Książka Jacka Komudy wpisuje się w ciąg opowieści o czasach minionych i o barwnych postaciach je tworzących. Oprócz wspomnianej już historii Jędrzeja Kitowicza Opis obyczajów za czasów Augusta III i Znakomitych mężów polskich Juliana Bartoszewicza, wraz z Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w I połowie XVII wieku Władysława Łozińskiego stanowi interesujące studium tematu.
Polecam uwadze.
Powieść oparta jest na autentycznych wydarzeniach, które rozegrały się w latach 80 i 90 ubiegłego stulecia. Imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione...
Stanisław Stadnicki - zwany Diabłem starosta zygwulski, właściciel Łańcuta i zamku nazywanego Piekłem - już za życia był legendą. Powiadano, że zaprzedał...