Czy w natłoku codzienności, rutynowych sprawunków i powinności ogarniamy myślą sposób naszego porządkowania świata? Bo przecież obłaskawienie i ujęcie rzeczywistości w formy bliskie, tożsame z naszym postrzeganiem i doświadczaniem jej są poniekąd konieczne, by ów umysł nie popadł w stan paraliżującego poczucia chaosu. I choć strategie utrzymywania świata „w ryzach” są, jak wszystko, co ludzkie, z natury arbitralne i pozorne, bez nich nasza egzystencja wydaje się niemożliwa.
Do jednego z takich wybiegów umysłu człowieka odwołuje się Umberto Eco w swojej najnowszej książce sugestywnie zatytułowanej „Szaleństwo katalogowania”. Poruszane w niej kwestie odnoszą się przede wszystkim do porządkowania, jakie odnajdujemy w literaturze. Twórca „Imienia róży” wyszczególnia tu dwie metody, na których wsparta jest poetyka listy: model opisu zamknięty i otwarty. Idealną egzemplifikacją tej pierwszej jest pochodzący z „Odysei” Homera opis tarczy Achillesa, który skupia w sobie holistyczne aspiracje i dążenia do harmonii i pełni. Drugi typ Eco nazywa modelem „i tak dalej”, mieszczącym w sobie pęd ku ogarnięciu tego, co nieskończone, ale policzalne, możliwe do ogarnięcia przez człowieka tylko w ramach przybliżenia przez uogólnienie i otwierające enumeracyjny korytarz stwierdzenie „et cetera”. Rozpoczynając od antycznego twórcy eposów, autor „Historii brzydoty” zabiera odbiorcę w literacką podróż pośród dzieł, które ową poetykę katalogu reprezentują, tłumacząc jednocześnie ich istotę.
Książka ta jest owocem, jak zaznacza sam włoski filozof, przedsięwzięcia, do którego realizacji zachęciło go Muzeum Luwru. Eco został poproszony o zorganizowanie serii konferencji i spotkań naukowych na wybrany temat. Wybór katalogu dyktowany był m.in. upodobaniami samego autora. Nie tylko bowiem jego powieści obfitują w różnego rodzaju listy, spisy, również jego mentorowie z młodzieńczych lat (z Jamesem Joyce’em na czele) odwoływali się do podobnych metod analizowania świata.
Konstrukcja „Szaleństwa katalogowania” oparta jest na kontaminacji pisma i obrazu. Przytaczając wybrane fragmenty z dzieł literackich, pisarz intensyfikuje (a tym samym nakierowuje już na konkretne ścieżki asocjacyjne) odbiór tekstu zamieszczonym obok dziełem malarskim. I tak na przykład cytowanemu ustępowi z „Odysei” towarzyszy pompejski fresk przedstawiający Hefajstosa pokazującego Tetydzie tarczę Achillesa z I wieku oraz inne artystyczne wyobrażenia tego oręża. W rozdziale zatytułowanym „Niewysłowione” wykaz aniołów i diabłów pochodzący z różnorakich pism religijnych (Pismo Święte, apokryfy, księgi muzułmańskie) i tekstów poświęconych demonologii ubogacają ilustracje Gustave Doré z francuskiego wydania „Boskiej komedii” czy tegoż z „Raju utraconego” Johna Miltona.
Sama książka prócz tego, że nakierowuje uwagę czytelnika na aspekt drzemiącej w człowieku potrzeby porządkowania, sama w sobie, ze względu na układ poszczególnych rozdziałów, jest katalogiem katalogowania, wykazem tego, co formie listy, owej metodzie ujmowania otaczającej nas rzeczywistości, podlega. Znajdziemy tu rozmaitego rodzaju spisy: rzeczy, miejsc, kolekcji, skarbców, itd. Poza tym obcujemy tu z esejem, gatunkiem literackim, który niejako stał się wizytówką Eco. Krótkie impresje na temat katalogu wsparte są tutaj znakomitym zapleczem naukowym i erudycją autora, czyli tym właściwie, do czego już przyzwyczailiśmy się w tekstach twórcy „Semiologii życia codziennego”. Jeden z najciekawszych, noszący tytuł „Listy oszołomień”, porusza się po tematycznych meandrach dotyczących sprzeczności zrodzonych z uświadomienia sobie przez człowieka doświadczanych przezeń labilnych granic między rzeczywistością („prawdą”) a fikcją. Figurą owego dysonansu poznawczego, a zarazem esencją ludzkiej wyobraźni jest dla Eco Borgesowska Biblioteka Babel.
Znany licznym odbiorcom ze swych dokonań na polu naukowym autor „Dzieła otwartego” i tym razem sukcesywnie dopowiada i uzupełnia za pomocą kolejnej książki swą teorię interpretacji nie tylko literatury sensu stricte, lecz egzystencji ludzkiej w ogóle. Odwołując się do dorobku artystycznego kultury światowej, ponownie (bo jest niejako częścią encyklopedycznego tryptyku, z poprzedzającymi go „Historią piękna” i „Historią brzydoty”) stwarza przedpole do rozważań częstokroć pomijanych w refleksji naukowej, gdyż uznawanych za coś oczywistego, a zatem i niewartego uwagi. U Eco ceni się także jego szczerą ocenę własnych przemyśleń i konstatacji. Również i w „Szaleństwie katalogowania” stwierdza on, że książka ta (w myśli idei dzieła otwartego) nie może zakończyć się inaczej, jak tylko: i tak dalej. W tym lakonicznym epilogu mamy więc, poza czytelną implikacją, także swoistą pokorę i zarazem ekscytację pisarza wobec świata, który owe „et cetera” mnoży i wciąż stawia pytania o samą istotę katalogowania. Bo czymże ona jest? Czy czyni ona nas demiurgicznymi kreatorami własnej egzystencji? Nie. Ujmowanie uniwersum w formę to tylko sposób, jeden z wielu, na ogarnięcie grozy jego chaosu.
Ta książka jest kontynuacją Historii piękna. Pozornie piękno i brzydota są konceptami, które wzajemnie się implikują. Zazwyczaj też rozumie się brzydotę...
Tom obejmuje teksty z pierwszej dekady XXI wieku skupione wokół kwestii znaku i znacze-nia. Nie jest to jednak tylko zbiór rozpraw z dziedziny semiotyki...