Kiedy olbrzymie pokłady fantazji twórców literatury wydawały się wygasać, kolejne książki cechowała wtórność i zmęczenie tematu, nagle stało się jasne, że konieczny jest jakiś zwrot.
Okazało się wtedy, że wcześniej podejmowane motywy literackie nabierają nowych znaczeń we współczesnym świecie. Postacie, elementy dawno już zdezaktualizowane i porzucone przez twórców literatury, osadzone w czasach współczesnych i postrzegane przez ich pryzmat wykazywały cechy wcześniej marginalizowane.
Gdy pisarz kreśli dzieło, kreuje postacie, scenerie, sytuacje, ograniczony jest zwykle w swym rzemiośle do tego, co może ogarnąć intelektem, do tego, co dane jest mu dostrzec we własnej epoce. Niektórzy geniusze, jak na przykład Verne czy Huxley, potrafili wyjść wyobraźnią poza swą epokę i stworzyć fikcję, która później stała się rzeczywistością.
I tak właśnie Dean Koontz, w swej najnowszej książce, napisanej wraz z Kevinem J. Andersonem, opisuje świat współczesny, w którym jedna z dobrze znanych historii doczekała się realizacji. Oto Victor Helios, znany bardziej pod nazwiskiem Frankenstein, bogaty obywatel Nowego Orleanu, w swych tajnych laboratoriach hoduje grupy klinicznie stworzonych ludzi, by przy ich pomocy "ulepszyć" Ziemię i eksterminować "Starą Rasę". Dzięki zaawansowanej technice, Victor przezwyciężył śmierć, powstrzymał proces starzenia się, i po 200 latach, mając dostęp do nowych technologicznych możliwości, przygotowuje swój plan.
Tymczasem jego pierwotne dzieło, potwór, który w powieści Koontza przybiera imię Deukaliona, przekonany o śmierci swego stwórcy, dowiaduje się nagle, iż tkwi w błędzie. Przyjeżdża więc z tybetańskiej świątyni, w której odnalazł spokój i równowagę, do Nowego Orleanu, by odnaleźć tam swego "ojca" i położyć kres potwornościom będącym jego udziałem.
Na ulicach Orleanu szaleje morderca, który zabija młode kobiety i pozbawia je różnych części ciała. Giną też mężczyźni a ich zwłokom brakuje wewnętrznych organów. I choć Victor Helios dawno już porzucił metodę składania swych "dzieci" z fragmentów ciał, wszystkie te wątki zaczynają wiązać się ze sobą, komplikując życie parze detektywów.
Cały ten wykaz dziwnych zdarzeń, zbiegów okoliczności i powiązań nie wyczerpuje wszystkich elementów układanki Koontza. Choć powieść jest bardzo zawiła, to wszystko z czasem nabiera klarowności, a wszystkie jej fragmenty stają się jednakowo ważne. Wartka akcja zawarta jest na każdej stronie i nie ma tu miejsca na zbędne opisy czy rozbudowane dywagacje.
"Frankenstein Deana Koontza. Syn marnotrawny" jest pierwszym tomem trylogii o dziejach Victora i jego "syna" w XXI wieku. Krótkie rozdziały wciągają, wartka akcja - początkowo kreślona z myślą o telewizyjnym serialu - pochłania uwagę i książka przykuwa do fotela na długie chwile. Wydanie jest dobre, brak błędów edytorskich. Może tylko tłumaczenie wywołuje czasem uśmiech na twarzy czytelnika, kiedy "goth" niespodziewanie zostaje zmiksowany z bliżej nieokreślonym ciastem, tworząc dziwacznego "gotykowca" ;)
Krzysztof Grudnik