Bem Vindo em Portugal!
Portugalia to kraj na zachodnim krańcu Europy, na którym dla starożytnych kończyła się Ziemia. Wypełniona swoją różnorodnością stylów architektonicznych, kolorytem i łagodnością, wydaje się być całkowitym przeciwieństwem Polski z mentalnością jej mieszkańców. Tym większy szok musiał przeżywać podróżnik, który wybierał się tam w latach osiemdziesiątych, kiedy różnice pomiędzy Polską a innymi europejskimi państwami były szczególnie widoczne.
Piękno Portugalii i to zderzenie dwóch światów opisuje w swojej książce Magdalena Starzycka, a jej „Spijając filiżankami słońce” to nie tylko spacer po Lizbonie i innych urokliwych zakątkach kraju, ale i trzeźwe, często obdarte z sentymentów spojrzenie na absurdy polskiej rzeczywistości.
Swoim bohaterem Starzycka uczyniła mężczyznę, wykładowcę na Uniwersytecie Lizbońskim, a czytelnik otrzymuję relację z najważniejszych wydarzeń w jego życiu, aż do czasów Polski okresu trasformacji, gdy po chudych latach wyrastają niczym grzyby po deszczu tajemnicze fortuny i szerzą się kluby dla nowobogackich.
„Spijając filiżankami słońce” to zachłyśnięcie się Portugalią, jej kulturą, językiem i ludźmi. Jednocześnie bohater, spacerując po mieniącej się zielono-fioletowo Lizbonie, wspomina przeszłe czasy, swój pierwszy kontakt z bajkowością tego miejsca i trudną drogę do zdobycia wiedzy. Początek lat siedemdziesiątych, kiedy naszego przewodnika odwiedza kuzyn Jacek Rychter z Brazylii, to czas, kiedy zarówno hiszpański, jak i portugalski, były językami całkowicie obcymi, wręcz abstrakcyjnymi. Nawet w 1980 roku bohater zmuszony był zdawać egzamin z hiszpańskiego w Ministerstwie Handlu Zagranicznego, natomiast portugalskiego uczył się samodzielnie ze skryptu, etykiet mydeł, proszków do prania, kawy, czekolady czy wędzonego sera, hojnie przysyłanych w paczkach przez kuzyna Jacka.
Ta znajomość języków stała się dla bohatera furtką do innego świata i dała możliwość obcowania z szeroką rzesza światłych ludzi, chłonięcia kultury i sztuki bez nadzoru cenzora. Nasz bohater uczy się rozumieć nowy dla niego obraz rzeczywistości, odkrywa również to, co dla Polaków było niewyobrażalne i zakazane – swobodę. Do tego ujmująca gościnność Portugalczyków, niekiedy nawet zawstydzająca, ale tak niecodzienna, niezwykła, pogłębia przepaść pomiędzy krajami.
Oprócz blasków są również cienie pobytu, jak choćby portugalska biurokracja, "dzięki" której przez kilka pierwszych miesięcy pobytu bohater był bez pieniędzy. Ale pomoc ambasady i zbliżające się święta Bożego Narodzenia stanowiły panaceum na pomniejsze kłopoty. W obliczu wypełniających Lizbonę barw i zapachów nie można się bowiem smucić, a znakomita portugalska korzenna kuchnia jest odzwierciedleniem żeglarskiej historii kraju.
Niezwykła plastyczność języka Starzyckiej sprawia, że nasze nozdrza rozszerzają się na docierającą ostrą woń ryb z królującym bacalhão, czyli suszonym dorszem na czele, piekący dym z przygotowanych na ruszcie sardynek czy aromat piekących się na węglu drzewnym kurczaków. Przez tę egzotykę przebija się obraz Polski odwiedzanej przez bohatera, jej zacofania technologicznego i pozorności.
„Spijając filiżankami słońce” jest wspaniałą, światopoglądową wyprawą do tętniącego życiem kraju, który z otwartymi ramionami wita przybyłych i zniewala swoim urokiem i czarem. To podróż po radość, naturalność i swobodę, której często w Polsce brakuje.
„Słowo pirata” to łotrzykowska powieść dla tych, którzy w głębi duszy marzą o niezwykłych przygodach. Wyraziście opowiada o przeplatających...