Ostatnio na rynku księgarskim pojawiało się dużo książek traktujących o PRL-u. Można powiedzieć, że panuje moda na swoje przedstawianie czasów komuny. Niektórzy próbują je osądzać, inni rozliczać, jeszcze inni próbują dotrzeć do prawdy o nich. Marek Idczak opisuje wycinek PRL-u który oficjalnie nie istniał – podziemie przestępcze i ówczesne powiązania mafijne. A czasy Polski Ludowej służą mu głównie jako tło do opisywanych wydarzeń, a nie próba jakiegokolwiek zmierzenia się z przeszłością.
Głównym bohaterem, wokół którego toczy się cała akcja książki jest Aleksander Pająk. Ten, jak się wydaje na początku, niepozorny cinkciarz wystający na rogach ulic z obcą walutą do wymiany, okazuje się człowiekiem, który kontroluje wszystkie większe nielegalne interesy w Trójmieście. W latach 70. kiedy to zaczyna się akcja książki, duży obszar działalności gospodarczej, dziś uznanej za całkiem normalną, był wtedy zakazany. Można więc było robić interesy na sprzedaży obcej waluty, sprowadzanych autach, sprzedaży deficytowych towarów, załatwianiu potrzebnych dokumentów, czy nawet przyspieszaniu procedur urzędniczych. Oczywiście wszystko to obok „normalnej” działalności mafijnej. Jeżeli chodzi o PRL i zorganizowaną przestępczość to miała ona swoją, nie znaną na taką skalę za zachodzie, specyfikę. Mamy świadomość, że struktury mafijne starają się kupować sobie polityków i wpływowych ludzi, by dzięki temu zabezpieczyć swoje interesy i mieć wpływ na to co dzieje się wokoło.
Ale w PRL-u, i pokazuje to Idczak, ludzie związani z partią, mocno przeplatali się z ludźmi z mafii. Okazuje się nawet, że Aleksander Pająk może prowadzić swoje interesy tylko gdy ma ich ciche przyzwolenie i ochronę. I w momencie, gdy w szeregach partyjnych następują przetasowania związane ze zmianą ekipy rządzącej, zagrożony jest także sam szef podziemia. Te biznesowo-partyjne powiązania, o których pisze Idczak były przedmiotem wielu głośnych w latach 90. afer. Zagrożony Aleksander Pająk zmuszony jest wyjechać z kraju. Tak zaczyna się berlińska część książki, która znowu odsłania niektóre ciemne, i dla wielu nieznane oblicze PRL-u. Na rozkaz polskich tajnych służb (sic!!!) Pająk rozpoczyna działalność przestępczą najpierw w Berlinie Zachodnim, następnie w całym RFN. Organizuje grupy, które zajmują się rabunkiem, kradzieżą, włamaniami. Pieniądze w ten sposób uzyskanie finansują polskie służby wywiadowcze, sprzęt oraz zaplecze dla ich działalności. Akcja książki urywa się gdzieś u progu lat 90., kiedy to pojawia się przed nim możliwość powrotu do kraju i zalegalizowania większości swoich interesów.
Ogólnie rzecz ujmując, historia jest ciekawa, z zainteresowaniem czytałem o kulisach PRL-u, o klimacie tamtych czasów i ich niepowtarzalności. Jednak sam konstrukcja powieści pozostawia wiele do życzenia. Jest nie do końca przemyślana, a momentami wręcz chaotyczna. Przez dużą część, książki wprowadzani jesteśmy w jakiś wątek, który zajmuje czołowe miejsce, a następnie autor kończy go w paru zdaniach. Można odnieść także wrażenie, że niektóre z nich znalazły się tam przez przypadek i równie przypadkowo się kończą, choć momentami urastają do rangi głównych motywów. Gdyby Marek Idczak reżyserował film sensacyjny, to w jego połowie największy antagonista głównego bohatera zginąłby całkiem przypadkiem potrącony przez samochód, urywając w ten sposób jego problemy i zaczynając już całkiem inną opowieść.
Książkę tę można czytać jako całkiem ciekawy kryminał, czy sensacje z czasów komuny. Idczak dobrze operuje PRL-owskiem żargonem i słownictwem, które dla wielu młodych ludzi może być już teraz niezrozumiałe. Oprowadza nas po Sopocie prezentując jego nie tylko urokliwe miejsca. Dodatkowo ma ten komfort, że w usta bohaterów i narratora może włożyć słowa, które za komuny nie miałyby prawa pojawić się w książce. Daje mu to komfort i większą swobodę, a nam ułatwia jej odczytanie.