Oto, w związku z medialnym szumem dotyczącym książki Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci” i jej ekranizacji, na rynku księgarskim ukazała się kolejna pozycja dotycząca św. Graala. „Rosslyn...” jest jednak rzetelną pracą historyków demaskującą różne nieporozumienia dotyczące miejsca, w którym rzekomo miały być ukryte „niesamowite” rzeczy. Nie tylko autor „Kodu...” umieścił tam Graala, wedle różnych legend i podań, miała tam znajdować się zabalsamowana głowa Chrystusa, zwoje nieznanych ewangelii, Arka Przymierza no i właśnie kielich, w który Józef z Arytmatei zebrał krew Jezusa umierającego na krzyżu.
Nad świątynią w Rosslyn pieczę trzyma grupa ludzi, która jest nią zafascynowana i która zna każdy jej zakątek. Nie pozwala ona na wykopaliska, by nie naruszyć delikatnej konstrukcji budynku. Nikt z nich nie wierzy jednak w mity o Graalu.
A mity dotyczące Rosslyn, nie mówią tylko o nim. Region ten jest wyjątkowym dla mitologii Szkocji i w ogóle Wielkiej Brytanii. W tym rejonie działał Merlin, tam rozgrywały się bitwy z udziałem Williama Wallace’a, tam grasował legendarny biały jeleń i straszyła biała dama. Sama świątynia, zbudowana przez wpływową rodzinę St Clair, dziedziców Rosslyn, zawiera wielką ilość rzeźb, często dziwnych i tajemniczych. Między innymi przez ich wymowę rodzina oskarżana była o wolnomularskie ciągotki i związku z potępionymi jeszcze w średniowieczu Templariuszami.
Symbolikę rzeźb da się wyjaśnić w sposób odmienny, tradycyjny, podobnie, jak całą resztę dziwnych zbiegów okoliczności, które przedstawione w odpowiednim świetle odkrywali miłośnicy rzeczy dziwnych i tajemniczych. Autorzy bezlitośnie obdzierają z nieścisłości „alternatywną historię”. Rozdział po rozdziale rozprawiają się z zawiłą mitologią tego tajemniczego miejsca.
Książka jest interesująca dla kogoś, kto interesuje się mitami, historią Szkocji lub świętym Graalem. Poza tym, dla przypadkowego czytelnika nie jest pozycją atrakcyjną, to wyrwany z kontekstu argument w toczącej się już od dłuższego czasu polemice między wielbicielami naciąganej lecz intrygującej „alternatywnej historii” a historykami z prawdziwego zdarzenia, którzy za wszelką cenę pragną przedstawić czytelnikowi prawdę. Choć ta zawsze leży pośrodku, to zachęcam do miłej i przyjemnej wycieczki do odległego Rosslyn.