Pobyt na OIOM-ie. Dla jednych szansa na ocalenie życia, dla innych – miejsce pracy. Upiornie męczącej, pozbawiającej sił, oddechu, czasami także wrażliwości. Bo jak być wrażliwym na ludzkie cierpienie, gdy po kolejnej bardzo intensywnej godzinie pracy trafia do nas pacjent, wciąż tak samo jak inni potrzebujący pomocy, uwagi, wsparcia, a czasami także nadludzkiego wysiłku i cierpliwości.
Co robić, gdy pacjent się boi, gdy wie, że balansuje na krawędzi życia i śmierci, gdy jego bliscy patrzą na lekarza przerażeni, mając w oczach błaganie o pomoc. A może żądanie pomocy? Bo przecież lekarz jest od tego, aby ratować. Nawet wtedy, gdy ratunek nie ma już sensu, bo z każdym dniem będzie tylko gorzej.
Przekraczając drzwi oddziału intensywnej terapii, Daniela Lamas była początkującą lekarką, obserwatorką, pisarką. Chciała wspierać cierpiących, podtrzymywać na duchu umierających, leczyć chorych, ale także zapisywać to, co widziała. I choć jej dzień pracy trwał dwanaście godzin, choć zaczynała go na bieżni, aby rozładować stres i nabrać sił do walki, nie zawsze wychodziła z tej walki zwycięsko. Bo nie zawsze było to możliwe.
Z opublikowanej nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego pozycji wyłaniają się kolejno opowieści o młodym człowieku, rówieśniku lekarki, którego życie kończyło się dramatycznie z powodu choroby serca, o starszym, przedsiębiorczym mężczyźnie, który zachorował w wyniku ugryzienia komara przenoszącego Wirusa Zachodniego Nilu, o młodej dziewczynie, chorej na mukowiscydozę, która miała nie dożyć trzydziestych urodzin, o ludziach czekających na przeszczep, o wszystkich tych, dla których życie na OIOM-ie jest koniecznością, bo krok w normalny świat może ich kosztować życie. Daniela Lamas ukazuje, jak trudno zachować chłodny obiektywizm, jak mocno lekarze związują się z ciężko chorymi pacjentami, jak bardzo cenią sobie życie po każdym kolejnym „przypadku” choroby, której nie mogą zapobiec, z której często nie mogą pacjenta wyleczyć. Bo ilu z nas wie, że przeszczep nie zapewnia dłuższego życia choremu? Może je tylko uczynić bardziej znośnym.
Opowieści z OIOM-u to pełna refleksji opowieść o tym, że lekarz jest czasami tak samo bezbronny wobec przeznaczenia jak chory pacjent. I choć OIOM, jak przyznaje Daniela Lamas, to miejsce, gdzie nowoczesne technologie wygrywają z biologią, to pewnych spraw po prostu nie da się przeskoczyć, pewnych słabości naszego organizmu nie da się pokonać, bo jak przekonać płuca, aby pracowały lepiej, gdy są już tak słabe, że nie potrafią samodzielnie oddychać?
Praca Lamas wykracza poza jej obowiązki na OIOM-ie. Pani doktor odwiedza swoich pacjentów w domach, obserwuje ich zmagania, doradza, jakich urządzeń podtrzymujących życie powinni używać, czasami bierze udział w ich rodzinnych uroczystościach lub pomaga w rozmowach z firmami ubezpieczeniowymi. Zawsze podkreśla, że w przypadku ciężkiej choroby najważniejszy jest człowiek, który wspiera pacjenta. Ktoś bliski, może z rodziny, może przyjaciel. Bo pobyt na OIOM-ie to nie tylko chore ciało. To segregatory z chorobą, które ktoś musi porządkować, zawierające opisy potrzeb człowieka, historię zmagań z opieką zdrowotną, zapisy dawkowania leków, opowieści o przeprowadzonych zabiegach, pomiarach temperatury i wynikach badań.
W szpitalu i poza szpitalem. Choroba jednej osoby to zaangażowanie wielu innych, bez ich oddania sukces nie byłby możliwy. A tym sukcesem jest kolejny miesiąc, dzień, godzina życia.
Nie jest to książka dla osób szukających mocnych wrażeń. To raczej smutna i bardzo wyważona opowieść o tym, po jak kruchym lodzie stąpamy każdego dnia, myśląc, że jesteśmy nieśmiertelni. Nie jesteśmy. A OIOM to nie przepustka do wiecznego życia. Warto o tym pamiętać.