Dobry horror powinien nie tylko „straszyć” i trzymać czytelnika w napięciu, ale przede wszystkim musi być napisany z pomysłem i – co nierozerwalnie się z tym wiąże – autor tego typu powieści powinien unikać banalnych rozwiązań czy powielania gotowych wzorców. „Potępieńcza gra” Clive’a Barkera spełnia tylko połowę z przedstawionych warunków. Jest bowiem książką, w której „straszydła” pojawiają się bodaj na każdej stronie, jednak równocześnie brak tu oryginalnego pomysłu na fabułę. Z żalem trzeba przyznać, że „Potępieńcza gra” zapowiadająca się od pierwszych stron dość ciekawie, mimo wszystko większość czytelników rozczaruje.
Martin Strauss, trzydziestokilkulatek, odsiaduje w więzieniu karę za napad z bronią w ręku. Szczęśliwym trafem udaje mu się wcześniej wyjść z więzienia w zamian za pracę jako ochroniarz u jednego z najbogatszych ludzi w Europie, właściciela największych koncernów chemicznych, Josepha Whiteheada. Praca, z pozoru łatwa, zamienia się w koszmar, kiedy okazuje się, że Whitehead zaangażowany jest w mroczny układ z tajemniczym karciarzem, Mamoulianem. Co wiąże bogacza z karciarzem i jaki będzie ostateczny wynik ich porachunków? Jaką rolę odegra Martin w historii tych dwóch starców? Kto zyska, a kto straci w wyniku zaistniałego konfliktu? Na wszystkie te pytania czytelnik znajdzie odpowiedzi w powieści Clivea Barkera „Potępieńcza gra”. Oczywiście, o ile sam ich się wcześniej nie domyśli.
Jeśli brać pod uwagę napięcie czy strach, jaki wzbudza w czytelniku powieść Barkera, to z pewnością zajmie ona jedno z pierwszych miejsc wśród najlepszych horrorów. Napięcie jednak, jakie buduje autor, jest oparte jedynie na okropnościach i brutalności w przedstawianiu śmierci czy okaleczeń ludzkiego lub zwierzęcego ciała. Zdawać by się mogło, że Barker wręcz pławi się w opisach ludzkich szczątków, często gnijących, a mimo to poruszających się i na swój sposób egzystujących. Taki sposób przedstawiania zarówno bohaterów, jak i otoczenia sprawia, że w powieści panuje gęsta, ciężka do zniesienia atmosfera, wzbudzająca w czytelniku często zamiast strachu obrzydzenie.
Kolejnym zarzutem, jaki należy postawić powieści Barkera, jest wyuzdana i wszechobecna w książce seksualność. Autor – tak, jak nie zna umiaru w opisach rozkładających się zwłok, tak przesuwa granicę dobrego smaku jeśli chodzi o intymność, która w jego wydaniu staje się lubieżną erotyką. Nie dość, że jakiekolwiek tête à tête bohaterów jest sprowadzane do szczegółowych opisów ich preferencji seksualnych, to uwielbienie autora jeśli chodzi o opisy męskiej fizjonomii nie zna granic.
Rozwiązanie fabularne, jakie zastosował w „Potępieńczej grze” Cilve Barker wydaje się stanowić zlepek kilku horrorów, z których na pierwszy plan wyłania się chociażby jedna z wielu ekranizacji „Żywych trupów”. Faktem jest, że jakakolwiek innowacja jest w gatunku horroru dość trudna do wprowadzenia, gdyż ilość „straszydeł” jest ograniczona, jednak wrzucanie do jednego worka większości budzących grozę stworzeń nie jest dobrym rozwiązaniem. Na kartach powieści pojawiają się bowiem – oprócz gnijących szczątków – typowi bywalcy horrorów. Warto chociażby wymienić sadomasochistycznego, obleśnie tłustego psychopatę, pozbawione różnych fragmentów ciała - ust czy całości twarzy – postaci czy upiorne małe dziewczynki pożerające własne ciało. Główni bohaterowie także nie grzeszą oryginalnością. Whitehead – tak jak karciarz – jest oszustem wykorzystującym ludzką naiwność do własnych celów, Martin to natomiast dość prymitywna, zaspokajająca jedynie własne potrzeby masa mięśni. Z takiego koktajlu postaci trudno cokolwiek zbudować, a już z pewnością dobry, nietuzinkowy horror.
Także język, jakim posługuje się autor powieści, nie wzbogaci czytelnika. Styl jest bowiem już nie tyle prosty, co banalny, a często także wulgarny. Autor nie ma żadnego poszanowania dla świętości. Wulgaryzmy przeplatają się ze zwrotami kierowanymi do Boga. Nieraz same takie wezwania nie są pozbawione tradycyjnych przekleństw. Taka swoboda w prowadzeniu zarówno dialogów, jak i narracji, zdaje się przekraczać jakiekolwiek ramy przyzwoitości.
Tym, co w pewnym stopniu ratuje „Potępieńczą grę”, jest dość wnikliwa analiza nałogu, jakim jest hazard. To złe przyzwyczajenie potrafi zniszczyć życie nie tylko hazardzisty, ale także skazać jego rodzinę na życie w biedzie i niedostatku. Hazard to – jak podkreśla autor – choroba, z której nie da się wyleczyć, która będzie atakować, ilekroć zarażony będzie miał okazję zagrać o trochę pieniędzy. Ciekawie opisany hazard, który okazuje się niejako furtką do rozwiązania akcji w powieści, jest jej jedynym atutem.
Książka Clive’a Barkera jednak niestety ze wszech miar rozczarowuje. Trudno znaleźć jakikolwiek inny pozytywny aspekt powieści. Kiedy wydaje się, że autor wpadł na jakiś ciekawy pomysł w prowadzeniu naprzód akcji, okazuje się to jedynie ogranym rozwiązaniem. Także nachalność bohaterów tego samego typu wydaje się zupełnie niepotrzebna. Czytelnik, choć z pewnością z wielkim obrzydzeniem, w końcu przyzwyczai się do fabularnego fetoru unoszącego się znad książki. Bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że opisywana przestrzeń, dość wyraziści i charakterystyczni bohaterowie „Potępieńczej gry” to doskonały materiał na niskobudżetowy, tandetny horror, o którym zarówno czytelnicy, jak i widzowie z pewnością - na ich szczęście – szybko zapomną.
Imajica to pięć dominiów: cztery z nich są nierozerwalnie splecione, piąte zaś - Ziemia - zostało na wieki od nich odcięte, a jego nieświadomi niczego...
Sakrament to powieść niepodobna do wcześniejszych dzieł Clive`a Barkera. Łącząca w sobie motywy horroru i fikcji, choć nieprzynależna do żadnego z tych...