ŚMIERĆ KSIĄŻKI
Jako wydawca e-booków i orędowniczka cyfrowej literatury w ogóle nie powinnam tej książki czytać, a jeśli już, to nie pozostawić na niej suchej nitki. Frédéric Beigbeder atakuje bowiem podstawę mojej działalności, ukazując wyraźnie, że e-booki to zło, a książka papierowa to symbol najwyższej kultury. A jednak nie można się na autora gniewać. Krytykuje e-booki w tak fachowy sposób, że nikogo nie obraża, przeciwnie – po prostu nie sposób się z nim nie zgodzić.
Książki papierowe – według Frédérica Beigbedera – to papierowe tygrysy o zębach z kartonu, zmęczone bestie, które wkrótce same zostaną pożarte. Po co upierać się przy czytaniu czegoś takiego? Książki papierowe, zgodnie z tym, co głoszą piewcy ich elektronicznych następców, są archaizmem, siedliskiem kurzu i bakterii, spowalniaczem czasu, przedmiotem, który już dawno powinien odejść do lamusa, bo... nie można go podpiąć do prądu. Książki papierowe powinno się spalić, jak w wizji Bradbury'ego. Ich miejsce zajmą - czy tego chcemy, czy nie - urządzenia produkowane przez Apple, Google i Amazona. Taki manifest budzi jednak protest - tak jak zawsze, gdy coś nam się odbiera.
Autor miażdży brutalnie swoimi ciężkimi, zakurzonymi tomiszczami wszystkie czytniki, tablety i bezduszne monitory. Książki pachną, mają swoją objętość, historię, są (a przynajmniej jeszcze do niedawna były) przedmiotami pożądanymi, na które się czekało, stojąc w kolejkach, grzebiąc po półkach w księgarniach czy bibliotekach. W obecnych czasach, gdy mamy wszystko na wyciągnięcie ręki, nie ma już tego dreszczyku emocji. Nie ma zadumań nad książką jako przedmiotem. Jest przepływająca po ekranach treść. E-booki łatwo kupić, trudniej zaś przeczytać. Tym stwierdzeniem wbijam sobie gwóźdź do trumny, ale niestety to prawda. Wiem to z praktyki wydawniczej. Ludzie kupują pliki, a potem nawet ich nie pobierają, zapominając o nich. Zresztą, mając w tablecie czy czytniku tysiące publikacji, maili, dostęp do Internetów, facebooków, twitterów, skypów, naprawdę trudno się skupić na lekturze. Ostatni gwóźdź, który daje mi do rąk Frédéric Beigbeder wraz z grubą księgą, którą mam się posłużyć jako młotkiem, jest jakość e-booków. Błędy, literówki, pominięte fragmenty, źle wyświetlające się czcionki, poszatkowana treść, a wreszcie hipertekstowość i multimedialność, które tak naprawdę tylko odciągają od samej opowieści.
Z drugiej strony – kultura masowa atakuje nas wszechpotężnym storytellingiem z każdej strony. Jak w takim świecie, zdominowanym przez opowieści, skupić się na lekturze? Frédéric Beigbeder widzi w tym wszystkim apokalipsę, śmierć PRAWDZIWEJ książki. By być konsekwentnym, zabrania nawet czytania swojego dzieła na ekranie. Grozi pobiciem, więc radzę uważać...
Przyznam szczerze, że podczas lektury wstępu byłam przerażona. Autor, oczywiście, ma rację, opisując to, co obecnie dzieje się z książką. Przerażające było to, że jego książka liczy sobie blisko 400 stron. Nie zniosłabym takiego znęcania się nad e-bookami i po lekturze musiałabym zamknąć wydawnictwo. Na szczęście Autor odpuszcza nieco, powołując się na stworzoną przez francuskich czytelników listę stu najlepszych powieści XX wieku. Są wśród nich książki dobrze znane polskiemu czytelnikowi, oczywiste lektury szkolne, potężne książki, które wpłynęły poniekąd na losy świata. Frédéric Beigbeder ma jednak charakter przekorny i nie zgadza się z tą listą klasyków. Proponuje więc własną listę stu ulubionych książek. Kryteria wyboru dotyczą przede wszystkim oryginalnej osobowości autorów. Jednym z nich jest udane samobójstwo, popełnione w młodości na przykład. Inny to umiejętność wywoływania skrajnych emocji i działanie na wyobraźnię erotyczną, - a więc lektura wywoływać powinna co najmniej wzwód, a najlepiej orgazm u czytelnika.
Lista Beigbedera liczy sto tytułów. Jest to zatem swoisty zbiór recenzji okraszonych notkami biograficznymi autorów z naciskiem na skandale, które udało im się wywołać za życia. Mamy tu pisarzy współczesnych, w większości przypadków nadal żyjących, mało popularnych i bardzo znanych, ale też Dzienniki Kurta Cobaina. Jest to z pewnością interesująca alternatywna historia współczesnej literatury, pokazująca, że ta wciąż powstaje i wciąż tętni życiem, jest oryginalna, porywająca, daje do myślenia, choć plasuje się gdzieś na uboczu głównego nurtu. Smaczku całości dodaje nietuzinkowe spojrzenie autora na pisarzy i ich dzieła. Lektura na pewno warta polecenia. Także miłośnikom e-booków.
Autor zaczął pisać tę książkę „w głowie”, uciekając od twardych realiów aresztu, w którym spędził 36 godzin, po tym jak policja zatrzymała...
W Paryżu, jednym z najruchliwszych zakątków globalnej wioski, mieszkał pewien sympatyczny facet imieniem Octave. Pracował w reklamie i zarabiał kupę forsy...