Od pewnego czasu z coraz większym niepokojem sięgam po kolejne książki Jerzego Kronholda, obserwując wyraźny spadek formy poety z Cieszyna, kojarzonego przede wszystkim z pokoleniem Nowej Fali i grupą poetycką „Teraz”. Kronhold debiutował w 1972 roku tomem „Samospalenie” – w przeciwieństwie do innych nowofalowców stawiał raczej na lirykę bezpośredniego wzruszenia lirycznego niż na zaangażowanie społeczne1. Do dziś opublikował dwanaście książek poetyckich. Niestety, najnowsze budzą moje ogromne rozczarowanie. Tak też było w przypadku najnowszego zbioru Pali się, moja panienko.
Już poprzedni tomik autora – opublikowane przez warszawskie wydawnictwo Convivo Stance – mimo nominacji do Nagrody Literackiej Nike, spotkał się z bardzo krytycznym odbiorem. Zarzucano mu, że zawarte w Stancach trzynastozgłoskowce żywią się raczej dawnym potencjałem kulturowym niż doświadczeniem, a co gorsza, nie zawsze bronią się od strony technicznej2. Powstała nawet aplikacja stworzona przez Dawida Kujawę, nazwana „Jurek Kronhold wrzuca kwasa”3, która w przypadkowy sposób miesza i łączy wersy z poszczególnych wierszy autora, by pokazać ich niezamierzony absurd.
Pali się, moja panienko to najnowszy zbiór wierszy Kronholda, który podzielony został na dwie części: Śmieszne historie i Bagatele. Śmieszne historie – jedyna część książki, moim zdaniem, warta uwagi i reprezentująca jakąkolwiek wartość literacką – to utwory zapisane wierszem białym, odsyłające do wspomnień, nieodmiennie skierowane w przeszłość, wbrew tytułowi wcale nieśmieszne. Przypominają one nieco paplaninę gadatliwego staruszka: w potoku chaotycznie przedstawianych historii rodzinnych i opowieści z polsko-czeskiego pogranicza odnajdujemy, co prawda, ślady erudycji, jednak próżno tu szukać wytężonej pracy w języku czy aktualności i spójności przekazu.
Z tej „paplaniny” można wyłuskać pojedyncze utwory, które są naprawdę głębokie i mogą poruszać. Do takich należy między innymi minimalistyczny w formie wiersz Powrót.
Wiem to od sióstr że ojciec
gdy wrócił z obozu
zachowywał się dziwnie
jakby go nie opuścił
kroił chleb na sznytki
tak cienko
że były prawie przezroczyste
i można było przez nie zobaczyć
kontur palców brunatnych od tytoniu
Za wart uwagi uważam również wiersz tytułowy, w którym autorowi udało się uchwycić ciekawą perspektywę historyczną i dobrze oddać paradoksy życia jednostki na przestrzeni dziejów.
A kiedy moja panienko w Pradze
Na Václavském náměstí
Jan Palach rozmawiał z ogniem
i powstał z tego pożar który gaszono różami
przyklejając do bruku łzy i obelgi
byłem z tego powodu przesłuchiwany
w dawnym alumneum
nie przypuszczając że to się
pół wieku później powtórzy
w sercu Polski na Placu Defilad
i że trzeba będzie krzyczeć
na cały głos na cały świat
pali się moja panienko!
Niestety, o wiele częściej lekturze towarzyszy rozczarowanie: przywoływane opowieści rodzinne zdają się mieć przede wszystkim znaczenie sentymentalne, poszczególne wątki plączą się, a rozwlekłe anegdoty nie prowadzą do żadnych ciekawych konkluzji. Uśmiechałam się z zażenowaniem, czytając, że autor jest najwyraźniej bardzo ubawiony odkryciem, iż „babskie szczochy” to w gwarze śląskiej nazwa szpinaku lub gdy wspomina ślad po utracie dziewictwa. Powtarzany zwrot moja panienko, choć jest czytelnym nawiązaniem do tragikomedii Miloša Formana, potęguje wrażenie uczestnictwa w natrętnym monologu staruszka.
O wiele gorzej jednak jest w drugiej części książki, która w całości okazuje się pomyłką. Zawiera ona nie tyle – jak sugerowałby tytuł – utwory lekkie i zabawne, ile płytkie i niedopracowane. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować fragment wiersza Wielu zaciąga kredyt:
Wielu zaciąga kredyt,
podnosząc zadłużenie.
Wielu w ciągu miesiąca
Zdarza się, że nie je,
ponieważ nie mają grosza,
choć mają apetyt.
Wszystko w tym wierszu wzbudza moje niedowierzanie: przywoływanie banałów, tabloidowa próba opisania rzeczywistości społecznej, szantaż emocjonalny, niezgrabna konstrukcja zdania. Myślę, że gdyby taki fragment, jak powyżej, umieszczono w zestawie wysłanym na jeden z lokalnych konkursów poetyckich, to byłby on dyskwalifikujący. Co więc robi w książce autora, który wymieniany bywa w jednym rzędzie ze Stanisławem Barańczakiem, Ryszardem Krynickim i Czesławem Markiewiczem? Niestety, nie jest to jedyny słabszy utwór w tej części książki. Bagatele to w wielu przypadkach prościutkie rymowanki o niezbyt odkrywczym przesłaniu.
* * *
Jaki będzie twój kres?
Popiół, granit czy fejs?
Do pewnego stopnia zrozumiała jest chęć poety, by wydać wszystko, co napisał. W tej sytuacji jednak oczekiwałabym zdecydowanej ingerencji redaktora, który dokona starannej selekcji zebranego materiału. W przypadku tomu Pali się, moja panienko ewidentnie jej zabrakło. Pojedyncze lepsze utwory giną wśród wierszy słabych lub bardzo niedopracowanych.
Anna Michalska
Źródła:
1 Piotr Matywiecki, Jerzy Kronhold – życie i twórczość, Culture.pl, 2006, aktualizacja: 2016, dostępne przez: http//culture.pl/pl/tworca/jerzy-kronhold (dostęp 18.08.2019 r.).
2 Jakub Skurtys, Krytyka negatywna (10): Rygor Mortis, „Mały Format” 10/2018, dostępne przez: http://malyformat.com/2018/10/rygor-mortis/ (dostęp 18.08.2019 r.).
3 Tamże.
„W Stancach jest wszystko, co najlepsze w dotychczasowej poezji Kronholda, podniesione do jeszcze wyższego poziomu. Cudowna jest ich swoboda, rozrzut...
Kolejny, oczekiwany tom doskonałych wierszy cieszyńskiego poety. Poezja najwyżej próby, świetna liryka refleksyjna. Długie spacery nad Olzą to zbiór...