Ballady podwórkowe
Fanom literatury fantasy i science-fiction nie trzeba przybliżać sylwetki Tomasza Bochińskiego, autora Opowieści praskich. Mniej zorientowanym uświadomić trzeba, że autor debiutował ponad ćwierć wieku temu. W jego dorobku znajdują się liczne opowiadania, nowele i powieści. Najmłodsi czytelnicy z pewnością mieli okazję poznać jego Pufcia. Autor jest zdobywcą wielu nagród, w tym Złotego kota (2011) za cykl o grabarzu Moncku. Zaskoczeniem zatem nie może być żadnym, że jego Opowieści praskie również wpisują się w konwencję fantasy.
Niestety, na początku trzeba postawić kilka zarzutów w stosunku do wydania książki. Po pierwsze: wielkość liter jest mała. Dramatycznie mała. Ponadto w spisie treści pomylone zostały numery stron i nie wiadomo, gdzie w rzeczywistości znajdują się poszczególne opowiadania. To może irytować - zwłaszcza, że w przypadku tak dobrej książki często chce się wracać do wybranych tekstów, a wówczas nie pozostaje nic innego, niż tylko zwyczajne wertowanie kolejnych stron…
Tomasz Bochiński przyzwyczaił już czytelników do tego, że jego opowiadania charakteryzują się barwnym, nieco ironicznym językiem. Nie inaczej jest w Opowieściach praskich, w których pojawiają się dodatkowo ciekawe zabiegi językowe, w tym zastosowanie żargonu prosto z Pragi. Nie czeskiej, rzecz jasna, ale z Pragi warszawskiej.
Ten zbiorek krótkich opowiadań zawiera wszystko, co u Bochińskiego najlepsze. Jest intrygująco, fantastycznie i zabawnie. Czytelnik ma okazję poznać plejadę barwnych postaci. Mamy tu meneli, bandytów, kobiety lekkich obyczajów, Heńki, Zenki, Remki i inne Janki. To życiowi wykolejeńcy. Żuliki, menele, łachudry. Jakże ohydni i cudowni zarazem. Jak pełni charakteru. Cała plejada autochtonów rodem z Pragi, w dodatku w oprawie fantasy. Czegóż oni nie wyprawiają… Wszystko w opowiadaniach Bochińskiej jest możliwe, wszelkie chwyty dozwolone. Kopanie poniżej pasa? Jak najbardziej. Pobicia? Czemu nie. Picie na umór? Ma się rozumieć! Miejskie fantasy rozkręca się z opowiadania na opowiadanie, niczym pijak po kolejnym kieliszku wódki. A poszczególne teksty są naprawdę różnorodne (choć mają wiele elementów wspólnych), dlatego z pewnością każdy znajdzie w Opowieściach praskich coś dla siebie. Od tekstów wulgarnych, ostrych i męskich poczynając, po nieomal subtelne i urocze (Cudowny wynalazek pana Bella).
Co prawda, nie wszystkie opowiadania zapadają w pamięć na dłużej, nie wszystkie powalają, nie wywalają wnętrzności na wierzch, nie powodują zmian w odbieraniu rzeczywistości, nie stają się zaczątkiem wielogodzinnych rozmyślań nad egzystencją. Ubarwiają jednak na chwilę szarą codzienność, bawią czytelnika do łez i dają bezcenne chwile wytchnienia. I chyba o to tak naprawdę chodzi w tego rodzaju literaturze - o to, by przede wszystkim dawała radość czytającemu. A to akurat w przypadku opowiadań Tomasza Bochińskiego jest gwarantowane. Sama bawiłam się w każdym razie przednio. Czego i wszystkim, którzy po tę książkę sięgną, życzę.
Pufcio jest potworem, lecz i ja, Kronikarz przygód małego Pufcia, jestem potworem. Nie śmiej się, Czytelniku, albowiem ty także jesteś potworem. A już...
Grabarstwo to zajęcie nudne i niemiłe robota brudna i niewdzięczna. Grabarz jest osobnikiem prostackim, ciągle w dym pijanym, o wątpliwej moralności....