Niech nikogo nie odstraszy tytuł najnowszej, siódmej części autobiografii Joanny Chmielewskiej, bo choć „okropności” w tym tomie trochę się znalazło, to jednak opisane są z werwą i poczuciem humoru – a sama autorka wyraźnie wraca tu do twórczej formy sprzed lat. Po „Starym próchnie” wydawało się, że kolejny tom autobiografii szybko zacznie nużyć – o ile w ogóle się pojawi. Na szczęście „Okropności” przynoszą znaną już z pierwszych „Autobiografii” narrację: pełną żartów i zabawnych sytuacji, czasem jakby na przekór smutnej rzeczywistości.
Kilka razy przypomina Chmielewska znane już czytelnikom fakty i anegdoty, ale przy ogromie nowych wiadomości stanowią one jedynie nikły procent całości i na dobrą sprawę giną w opowieści. Na „Okropności” składają się trzy wielkie tematy, które zdominowały książkę i nadały jej rytm, oraz niezliczona ilość wątków pobocznych, dygresji, dopowiedzeń i nawiązań. Trzy tematy to śmierć Alicji i perypetie związane z jej pogrzebem (przy czym słowo „perypetie”, podobnie jak określenie Chmielewskiej – „impreza” – użyte zostało nie bez przyczyny), walka ze ślimakami niszczącymi ogród autorki (i chociaż ta lojalnie uprzedza, by przy lekturze porzucić jedzenie, mniej wrażliwi jakoś przetrwają, z rzadka zamykając na chwilę oczy) i dolegliwości zdrowotne, które usprawiedliwiać mają rzekome świństwa różnej skali, z jakich spowiada się pisarka. Z wątków pomniejszych wymienić warto koty i jeże, rodzinę i przyjaciół czy zachwyty nad pomysłami Towarzystwa Wszystko Chmielewskie, któremu autorka robi przez rozsławienie w autobiografii niezłą reklamę. Być może na bardzo pozytywne wrażenia po lekturze wpływ miało uporządkowanie opowieści.
Tym razem Joanna Chmielewska opanowała chaos wydarzeń i prezentowanych historii, drobne dygresje zbierając na końcu książki, większe wyraźnie oddzielając w tekście. Nie da się ukryć, że ułatwia to odbiór – nie rozpraszają się czytelnicy na mniej ważnych wiadomościach, nie muszą opanowywać natłoku informacji. Ale na entuzjastyczną ocenę książki może mieć też wpływ jakość zgromadzonych w niej anegdotek – nieznane i oryginalne śmieszą do łez. Chociaż Chmielewska już od pierwszych stron zapowiada, że lektura będzie ciężkostrawna, zwycięża optymizm i pogodne spojrzenie na świat. Życie, mimo wielu przeciwności losu, wciąż jest zabawne – zwłaszcza gdy gromadzi się wokół siebie ludzi potrafiących zachować kpiarsko-ironiczny dystans do trudnych wydarzeń i przykrych przeżyć.
W „Okropnościach” nie ma też kategorycznego uporu. Czytelnicy książek Chmielewskiej doskonale znają zakamieniałą, nieugiętą postawę autorki wobec pewnych spraw. Kiedy w grę wchodzi przekonywanie innych do własnych racji, zapomina pisarka o całym świecie, a, co najgorsze, rezygnuje z ratujących całość żartów. W efekcie agitacje stanowiły najsłabszy punkt ostatnich książek. W siódmym tomie autobiografii daje się dostrzec złagodzenie stylu, rezygnacja z forsowania jedynie słusznych poglądów wychodzi tej publikacji na dobre. „Byłam starym potworem” wyznaje z ogromną dozą autoironii Chmielewska i próbuje czytelników do tego przekonać.
Jednak pewne jest, że wizerunek pisarki po „Okropnościach” nie ulegnie radykalnemu pogorszeniu: przytaczane w książce dowody na bycie starym potworem nie odstraszą, a rozśmieszą odbiorców. Chciałoby się napisać: stara, dobra Chmielewska powraca. Ale przecież do czynienia tu mamy właśnie z Chmielewską młodą, młodą stylem pisania i pogodą ducha, młodą na przekór przykrościom. Pełną energii (do wszystkiego poza wchodzeniem po schodach), uśmiechu, radości życia – i pełną pomysłów, które mogłaby wykorzystać w powieściach. Odstraszający tytuł tomu należy zatem potraktować z przymrużeniem oka – i sięgając po siódmą część autobiografii Joanny Chmielewskiej zapewnić sobie miłą lekturę na kilka godzin.
Izabela Mikrut
Główna bohaterka, Joanna, jest częstym gościem na warszawskim torze wyścigów konnych. Pewnego dnia przypadkowo znajduje tam ciało zamordowanego...
Po powrocie z europejskich wojaży Joanna zauważa zniknięcie z domu pamiątkowej zapalniczki. Oskarżenie o kradzież pada na ogrodnika Mirka. Przyjaciele...