Opublikowana niedawno przez Wydawnictwo Literackie powieść Odpływ może budzić mieszane uczucia. Akcja toczy się powoli, chwilami zamiera, główny bohater irytuje swoją niekonsekwencją i brakiem zdecydowania, a narrator rozprasza naszą uwagę zwracając się ku mitycznemu, utraconemu dzieciństwu. Do tego dochodzi nietypowa konstrukcja, dzieląca historię na trzy części i dwa gatunki.
Kończą się lata sześćdziesiąte XX wieku i Amerykanie zapowiadają lądowanie na Księżycu. Piętnastoletni Christian wyjeżdża z matką na letnisko. Postanawia zostać twórcą, choć trudno mu wyjść poza napisany tytuł wiersza. Życie toczy się leniwie, przyćmiewane przez widmo wciąż nieobecnego ojca i niejasne historie kolegów chłopaka. Wątpliwości pojawiające się w głowie Christiana są przez matkę zbywane miłym uśmiechem. Wydaje się, że nic ciekawego nie może się już wydarzyć. A oto za chwilę Księżyc stanie się centrum Wszechświata.
Za chwilę narrator przenosi nas kilkadziesiąt lat później. Frank, doręczyciel złych wiadomości, święci sukcesy, bowiem świat, w jakim przyszło mu żyć, pełen jest takich informacji. Tysiące rodzin czekają na przykre wieści, które domykają poszczególne etapy ich życia. I - wreszcie - spinający wszystko epilog, dzięki któremu poznajemy związki pomiędzy poprzednimi dwiema historiami. Zakończenie, pełne refleksji nad życiem twórcy, którego talent jest przekleństwem i darem jednocześnie.
Poruszając wiele istotnych zagadnień, takich jak relacje dorastającego chłopca z matką, rozpadające się małżeństwa, chore umysłowo dzieci, choroby, okrucieństwo, próby ukrycia tego, o czym należy mówić wprost, autor jednocześnie unika głębszej refleksji na ich temat. Prześlizguje się po powierzchni trapiących go problemów, pozostawiając je czytelnikowi, który sam musi wybrać właściwą drogę prowadzącą do odpowiedzi na zadane w Odpływie pytania. Nie kusząc akcją, zniechęcając niełatwą konstrukcją, wystawia czytającego na próbę, jakby zapraszał do trudnej zabawy polegającej na siadaniu z nudów na mrowisku. Nakłania do wysiłku, a nagrodą jest wyjątkowy styl i umiejętność nazywania tego, co najmniej do nazwania się nadaje. Czy to jednak wystarczy, aby uznać tę powieść za udaną?
Nie podejmuję się odpowiedzi na tak zadane pytanie. Z pewnością nie jest to literatura dla tych, którzy szukają w prozie Christensena ukojenia i rozrywki. Nic tu po nich. Książka nie jest także wyzwaniem, nie daje satysfakcji ze zdekodowania zawartych w niej tajemnic. Dla wielu ta książka może być o niczym, historią o wakacjach i człowieku, któremu los pozwala korzystać z nieszczęścia innych.
Ale jeśli znajdą się i tacy, którzy zechcą się z Odpływem zmierzyć, polecam tę lekturę. Wymaga dużo czasu i braku uprzedzeń. Ona nie wabi, raczej odpycha, a jednak przeczytanie jej jest jak długi spacer zakurzoną drogą. Nic nie przynosi tym, którzy szukają na zewnątrz. Może dać wiele czytelnikom, którzy poszukają w powieści własnych przeżyć.
Na początku 1906 roku Jorgen Christensen wypływa do Hongkongu, aby stacjonować tam w służbie przedsiębiorstwa ratowniczego Svitzer Bjaergnings-Entreprise...
Kultowa powieść Larsa Saabye Christensena po dziesięciu latach powraca do polskich księgarń! Każdy nosi w sobie ranę, która mimo upływu lat nie...