Billy Schine ma dwadzieścia osiem lat. Jest absolwentem Harvardu. Ma więc wyższe wykształcenie, ale niskie mniemanie o sobie (kilkakrotnie powtarza, że jest nikim) i niskie aspiracje. Można go właściwie nazwać nieudacznikiem. Nie ma stałego zatrudnienia. Utrzymuje się wyłącznie z prac dorywczych. Gdyby próbował starać się o stały etat, wyszłoby na jaw, że jego praktyczne umiejętności kończą się na obsłudze komputera. Nie spłaca kredytu studenckiego (świadomie zapomina), więc ma ogromne długi. Mieszka wraz ze swoją dziewczyną, z którą zupełnie mu się nie układa, bowiem nawet podczas seksu myśli ona o pracy. To szare, nieciekawe życie codzienne zmienia się, gdy Billy słyszy w radio ogłoszenie, że klinika potrzebuje osób do testowania leków. Oczywiście bycie królikiem doświadczalnym pociąga za sobą poważny zastrzyk gotówki. To propozycja nie do odrzucenia, więc Billy zgłasza się na ochotnika i po przejściu różnych testów zostaje zakwalifikowany do grona tytułowych normalsów (normalnych zdrowych ludzi, na których można testować medykamenty). Wkrótce proponują mu testowanie nowego leku przeciw schizofrenii. Oczywiście zgadza się, tym bardziej, że zaczyna mieć poważne problemy w związku z długiem (pamiętajmy, że od wielu miesięcy nie spłaca kredytu studenckiego). Interesuje się nim bowiem firma windykacyjna, która przesyła mu list z pogróżkami. Pobyt w klinice jest więc szansą ucieczki zarówno od wierzycieli, jak i od dziewczyny, z którą już nic go nie łączy. Billy zostawia więc byłej ukochanej list pożegnalny i wyrusza w podróż do centrum medycznego. Po drodze poznaje innych ochotników, którzy będą testować ten lek. Gdy docierają na miejsce, czeka ich pierwszy szok. Widzą bowiem pacjentów z potwornymi skutkami ubocznymi. To jednak tylko początek. Wkrótce przekonują się, co to naprawdę znaczy bycie królikiem doświadczalnym. Upokorzenia ze strony lekarzy i innych pacjentów, ciągłe badania, pobieranie krwi, oczekiwanie w napięciu na skutki uboczne. Te ostatnie zresztą nie muszą być wcale przykre, czego dowodzi opowieść chłopaka- weterana testów. Otóż jeden z leków wywołał u wielu jego towarzyszy (niestety nie u niego) ciekawy skutek- za każdym kichnięciem mieli orgazm. Jednak to wyjątek- zwykle króliki doświadczalne miały nieprzyjemne objawy. Życie staje się monotonne, regulowane przez rytm badań, posiłków i czasu wolnego. Autor zresztą znakomicie oddał to w jednym z rozdziałów. Zobaczmy zresztą: "18:59 Kolejna dawka leków. 19:17 Znów pobieranie krwi. 19:54 Znowu telewizja 22:32 Wchodzi pielęgniarka..." Wkrótce u większości osób pojawiają się skutki uboczne (ukazane zresztą wyjątkowo obrazowo). Zarówno nuda, jak i rozmaite problemy fizjologiczne mogą doprowadzić do szaleństwa. Ale nie tylko one. Rozmowy z lekarzami też są specyficzne. Przytoczę zresztą najbardziej charakterystyczny przykład: "- Pytam, czy nie czuje się pan jakoś inaczej. - No więc, ostatnio jestem trochę rozdrażniony. - Billy ma na myśli tę irytującą rozmowę. - No właśnie. To już coś mamy. Rozdrażnienie.- Honeysack zapisuje. - Jestem nawet bardzo rozdrażniony- dodaje Billy. Honeysack podkreśla to słowo. - Porozmawiajmy o tym, co znaczy "rozdrażniony". - Proszę, lepiej nie. - Ależ rozdrażnienie to realna reakcja organizmu. Rozdrażnienie. Wzburzenie. Zapalczywość. Rozgoryczenie. Poczucie wyższości. Jak moglibyśmy zdefiniować pańskie rozdrażnienie? - Chwileczkę- mówi Billy.- Wcale nie powiedziałem, że mam poczucie wyższości. - Więc może niższości? - Jestem po prostu rozdrażniony. - Ale w pojęciu rozdrażnienia kryje się poczucie wyższości, bo człowiek rozdrażniony wznosi się jakby ponad przyczynę swojego rozdrażnienia. - Czy moglibyśmy pozostać przy samym rozdrażnieniu jako takim?- pyta jeszcze bardziej rozdrażniony Billy" Rozmowa przypomina nieodparcie "Paragraf 22"- kto nie zna owej książki, niech szybko nadrobi zaległości, bo warto. Wieści z telewizora- jednego z dwóch środków kontaktu ze światem (drugim jest telefon wiszący w klinice) również nie sprzyjają zachowaniu normalności. Najważniejszym tematem jest sensacja- ktoś udostępnił prasie zdjęcie guza mózgu, na którego umiera młody chłopak. Przypadek sprawił, że tkanki nowotworu ułożyły się w kształt przypominający twarz na Całunie Turyńskim! Nietrudno zgadnąć, że przed dom chorego ciągną tłumy pielgrzymów. Stawiane są krzyże, palą się świece. Słynne zdjęcie rentgenowskie pełni rolę ikony. Rodzice zmuszają dzieci do dotknięcia tego "świętego obrazu". Wiele osób utrzymuje, że wyzdrowiało dzięki pobytowi w domu lub w jego okolicy. Sytuacja wydaje się niewiarygodna, gdyby nie fakt, że nieraz słyszeliśmy o takich przypadkach (zaciek na szybie przypominający kształtem Matkę Boską itd.). Drugi środek kontaktu ze światem- telefon- także nie przynosi Billy'emu nic pozytywnego. Dzwoni bowiem do niego ojciec i zawiadamia, że ponieważ żona jest nieuleczalnie chora (przebywa w hospicjum z zaawansowaną chorobą Alzheimera), ma zamiar w dniu ich ślubu zrobić specyficzny prezent- zafundować podróż na tamten świat. Prosi syna, aby przyjechał i pomógł im umrzeć. To jeszcze nie koniec niezwykłych problemów naszego bohatera. Dostaje bowiem kolejną propozycję nie do odrzucenia. Lekarze w klinice przeprowadzają bowiem próby (na razie tylko na zwierzętach) schładzania ciała do wyjątkowo niskiej temperatury. Utrzymując "pacjenta" w tym stanie, zyskują czas niezbędny do przeprowadzania zabiegów ratujących życie. Tylko że zwierzę to jednak nie człowiek, więc potrzebują ludzkich ochotników... Książka jest długa, ale świetnie się ją czyta ze względu na ogromne poczucie humoru autora. Co chwila wybuchamy śmiechem. Niektóre żarty wymagały odpowiedniego przypisu tłumacza (gra słów w języku angielskim), ale większość jest ogólnie zrozumiałych. Liczne są aluzje do znanych dzieł. Kontekst bywa zaskakujący. Niesamowita jest na przykład scena, w której Billy i jego towarzyszka niedoli (w której się podkochuje) trafiają w telewizji na kanał erotyczny. Posłuchajmy zresztą dialogu między nimi: "- Co my tu mamy?- pyta Gretchen. - To chyba Disney Channel- mówi Billy. - Tak myślisz? - Moim zdaniem to "Pinokio". - Musiał porządnie nakłamać. - Ale tej dziewczynie to nie przeszkadza." Zdarzają się wprawdzie żarty zbyt grube czy okraszone wulgaryzmami, ale nie psuje to obrazu całości. Źródłem komizmu są także sami bohaterowie- każdy z nich ma karykaturalnie przerysowaną jakąś cechę- oraz liczne sytuacje. Ponieważ książka traktuje o eksperymentach medycznych, zakończę opis tekstem z medycznej półki. "Minister Granic informuje: czytanie powyższej książki może powodować poważne skutki uboczne- od zrywania boków poprzez bóle mięśni brzucha aż do pęknięcia ze śmiechu". Kalina Beluch