Walcząc w imię lepszego jutra, który nigdy nie nadchodzi
Opis strachu. To on rozpoczyna książkę Mój lejtnant Daniiła Granina. Paraliżującego, wszechogarniającego, haniebnego, nie dającego się opanować. Strachu, że młode życie może się zakończyć właśnie w tym momencie, wśród gwizdu spadających bomb. Nie w czasie walki, lecz w czasie zwykłego nalotu, bombardowania. Jęczący ranni, porozrzucane ludzkie szczątki, smród spalenizny, niepowtarzalny zapach śmierci. W tym wszystkim człowiek, samotny, poznający prawdę o samym sobie. Czujący się tchórzem. Strach bowiem zmienia każdego, każdego też potrafi dopaść w najmniej spodziewanym momencie. Przeżyty na wojnie, czyni żołnierzem, ale i nieodwracalnie niszczy coś w człowieku.
Mój lejtnant to bardzo osobista opowieść o wojnie, o udziale w niej. O gorzkim starciu romantycznych oczekiwań, wzniosłych planów i ponurej, nieprzewidywalnej rzeczywistości. O marności życia człowieka, traktowanego jako armatnie mięso, pionek na szachownicy sztabowców. Książka Granina oparta jest o jego własne doświadczenia. Nie jest jednak prostym zapisem wspomnień, ale raczej przemyślanym, przetworzonym zbiorem obrazów wojny, w której brał udział. To nie jest świat widziany oczami znanych dowódców, lecz prostego żołnierza, którym stał się narrator książki, zgłaszając się do wojska na ochotnika. Z jednej strony mamy więc okrucieństwo tego czasu, codzienne obcowanie ze śmiercią zbierającą obfite żniwo, poczucie beznadziejności własnych działań. Z drugiej - nie całkiem prostą literacką formę, próbę spojrzenia na własne doświadczenia z dystansu, krytycznie i do bólu szczerze. To z tego właśnie podejścia rodzi się opowieść o dwóch postaciach skrytych w jednej osobie, o swoistym rozdwojeniu jaźni dotykającym głównego bohatera. Romantyczny, energiczny i pełen wiary w swój kraj i jego przywódców młody inżynier spotyka się z przedwcześnie dojrzałym, boleśnie doświadczonym, zgorzkniałym i praktycznym żołnierzem, który cieszy się chwilą, każdym przeżytym dniem. W którym jednakże jakaś cząstka człowieczeństwa bezpowrotnie znika i nigdy nie zostaje odnaleziona.
To zupełnie inny obraz wojny niż ten, jaki zwykło się nam przez lata serwować. O ile społeczeństwo amerykańskie niejednokrotnie dokonywało poważnego rozrachunku z wojnami, w których brało udział, o tyle w społeczeństwie rosyjskim (a wcześniej - radzieckim) obowiązywał jeden, niezwykle optymistyczny i zakłamany obraz walki z niemieckim najeźdźcą. Skoro nawet w czasie działań wojennych na froncie wschodnim w żywe oczy kłamano żołnierzom doświadczającym zupełnie odmiennej niż głosiła propaganda rzeczywistości, to o ileż łatwiejsze i skuteczniejsze było powojenne głoszenie uproszczonej wizji wojny ojczyźnianej? Takiej, w której nie było głupich rozkazów, bezładnej ucieczki, niekompetentnych dowódców, marnowania życia tysięcy ludzi, przechodzenia na stronę wroga, braku broni i tyrani politycznych haseł. Granin ukazuje to wszystko z ogromnym smutkiem.
Jego książka to opowieść o wojnie z Niemcami, o słynnej obronie Leningradu, o losie żołnierzy i cywilów umierających wskutek ostrzału, głodu, zimna. To historia człowieka, który przystosowuje się do życia w okopach i powracając w końcu do domu, nie potrafi znaleźć sobie miejsca, zapomnieć o frontowych przeżyciach. To w końcu opowieść o dojrzewaniu, poznawaniu siebie, pozbywaniu się złudzeń wobec rzeczywistości. Farba szybko odpada tu ze wzniosłych haseł, kruszy się fasada idei, rzeczywistość jak grzyb wychodzi spod farby uproszczeń i propagandowego bełkotu. Granin pisze o odwadze i tchórzostwie, o wielkości i podłości, o życiu frontowym i śmierci, kalectwie, przychodzących niespodziewanie i trochę jakby przypadkowo.
Ciekawie jest porównanie Mojego lejtnanta do książki Piekło na froncie wschodnim. Dzienniki niemieckiego żołnierza 1941-1943. Wszak te niewyrafinowane literacko zapiski Niemca zaginionego na rosyjskiej ziemi również pokazują mało oficjalne oblicze wojny, to, czego nie opisują historycy i badacze, najczęściej widzący wydarzenia w skali makro, z dystansu. Porównuję odruchowo książkę do niedawno przeczytanych Demonów Leningradu Adama Przechrzty (to oczywiście inny rodzaj literatury), które pokazują obraz oblężonego miasta, ale w zestawieniu ze wspomnieniami Granina wydają się zbyt barwne i wydumane. To właśnie takie książki jak Mój lejtnant czy Piekło na froncie wschodnim powinny stanowić lekturę obowiązkową w liceum. Zdejmują one z wojny niepotrzebny romantyzm, mówią o ludziach, o bohaterstwie i nikczemności w sposób prosty, zrozumiały i namacalny. Oddziałują na wyobraźnię o wiele mocniej niż najbardziej wymyślne hasła.