Poznać ich miejsca spoczynku
Harper Connelly staje przed nami już po raz trzeci. Po Grobowym zmyśle i Grobie z niespodzianką przyszedł czas na Lodowaty grób (An Ice Cold Grave). Harper Connelly ma dar, który przyniósł piorun kulisty, trafiając w nią pewnego burzowego dnia. Czy coś takiego jak piorun kulisty istnieje? To już sprawa niekończących się inspirujących badań i związanych z nimi doktoratów dociekliwych ludzi nauki. Piętnastoletnią Harper to właśnie on, przynajmniej na kartach powieści, „obdarzył” pewnymi zdolnościami. Kobieta wyczuwa zmarłych, potrafi odnaleźć zakopane zwłoki i odczytywać emocje umierających. Widzi, czuje ludzkie dusze.
Connelly żyje z tego, co umie robić najlepiej - z daru. Praca - wbrew temu, co niektórzy mogliby sobie pomyśleć - nie jest wcale łatwa, dobrze płatna czy przyjemna. Wrogość ludzi, niezrozumienie, niewiara, podejrzliwość, niechęć do posłańca przynoszącego złe wieści - można to sobie bez trudu wyobrazić. Wraz z przyszywanym bratem, Tolliverem Langiem, przemierza Amerykę i „obwąchuje” ziemię, poszukując śladów przeszłości, jakże często - mrocznej.
Los, a właściwie to zlecenie, rzuca ich na wschodnie wybrzeże. To wschodnie wybrzeże, które jest podobno wyjątkowo pełne zmarłych. „Kiedy praca sprowadza mnie w te rejony kraju, przez cały pobyt mam wrażenie, jakby w mojej głowie fruwało stado niezmordowanych ptaków.” Bohaterowie przybywają do Północnej Karoliny, do hrabstwa Knott. Przed nimi sprawa zaginięć kilku chłopców, nastolatków. W okresie pięciu lat sześć konkretnych przypadków zarejestrowanych przez miejscową policję. Żadnych śladów, podejrzanych, zwłok. Tylko bezpowrotne zaginięcia. Ta sprawa jest jednak inna niż wcześniejsze. Zwykle bowiem czas nie gra aż takiej roli - wszak chodzi o poszukiwanie zwłok. Tym razem zabójca prawdopodobnie żyje, a to oznacza, że czyjeś życie może być zagrożone. Można zrozumieć więc emocje Harper, która szczególnie nienawidzi morderców młodych ludzi. Nienawidzi za to, że świadomie ograbiają świat z życia, które ma duży potencjał, dla którego wszystko dopiero się zaczyna.
Od początku powieści towarzyszą nam różnego rodzaju napięcia. Nie tylko te między rodzeństwem a szeroko rozumianymi klientami, ale również między Harper a Tolliverem. Niedomówienia, zmęczenie, charakter pracy nie ułatwiają im trochę wymuszonej wspólnej egzystencji. Są młodymi ludźmi, stale przebywającymi głównie w swoim towarzystwie, nie są jednak połączeni więzami krwi. To w końcu musi wybuchnąć - i tak się w istocie dzieje.
Harper jest swego rodzaju prywatnym detektywem od spraw trudnych i nierozwiązanych. Wzywana jest jako ostatnia deska ratunku. Tak jak teraz, kiedy próbuje szukać ciał zaginionych, pracując w uściskach szczypiącego mrozu i wśród bezładnie porozrzucanych, lodowatych płacht śniegu. Zwłoki, wbrew obawom, znajduje bez większych problemów, ale sprawa mimo tego mocno się komplikuje. Ktoś dla odmiany próbuje bowiem zabić teraz ją samą.
Oszczędne, dość wyważone zdania. Ograniczone opisy, stłumione emocje. Reporterski styl, bez psychologicznych analiz wyrażanych mętnym językiem, głębokich retrospekcji, wędrówki po zagraconych ludzkich wnętrzach. A jednak w sumie plastycznie odmalowani miejsca i ludzie. Z rezerwą, ale wystarczająco, by mogła zadziałać wyobraźnia czytelnika. Harris pozostawia nam pewną swobodę interpretacji tekstu, nie narzuca wszystkiego, nie prowadzi na sznurku swych słów. To, w połączeniu z klarownym sposobem pisania, dość prostym słownictwem i nieskomplikowanymi zdaniami sprawia, że czyta się jej powieści całkiem dobrze.
Jest w tej prozie jakaś siła. Wiemy, że to fikcja, czujemy, że ten świat jest uproszczony, a tematyka - mocno zawężona, ale nie wpływa to zbytnio na samą przyjemność lektury. Oczywiście, wiele zależy od indywidualnej wrażliwości czytelnika, od jego literackich preferencji, doświadczeń. Chłodne, pełne dystansu opisy przechodzą w erupcję krótko i mocno wyrażanych uczuć w momentach przełomowych. Jest to metoda podobna do zastosowanej chociażby przez Krzysztofa Kieślowskiego w jego znanych filmach. Mamy tam oszczędne, unikające dosadności słowa i obrazy, a przy tym - niezwykłą siłę oddziaływania na emocje. Przynajmniej w przypadku dojrzałego widza. Nie tyle zatem mówienie i pokazywanie wprost, co raczej sugerowanie i pozwalanie na pracę wyobraźni odbiorcy. Harris czyni podobnie. Często nie opisuje emocji, ale wywołuje je w nas pośredniczącymi słowami.
Ten tom cyklu opowiadającego o przygodach Harper Connelly szczególnie przypadnie do gustu wielbicielom tematyki romansowej. Wątek ten bowiem jest tu rozwinięty naprawdę mocno, może nawet chwilami zbyt mocno. Autorka wpada w swoisty trans i snuje rozbudowane fantazje okołoerotyczne. Nadmiernie rozbudowane i pełne radosnej naiwności opisy erupcji wielkiej miłości rozkwitają w grobowej atmosferze, pomiędzy odnajdywaniem zwłok i wychodzeniem cało z kolejnych zamachów na życie. Należą do najsłabszych elementów tej powieści. Cóż, może w chwilach zagrożenia tak się właśnie dzieje, że pociąg fizyczny wznosi się nad samą chęć istnienia czy uniknięcia zagrożenia. W literaturze - w końcu to tylko słowa na papierze - wszystko jest możliwe. Tak to jednak bywa, że to, co jednych może wyjątkowo drażnić, dla innych jest łyżką miodu na ich spragnione czułości serce.