Pomocną podaj dłoń
Skłonność do etykietowania, do dokonywania oceny i wydawania krytycznych sądów tkwi w nas głęboko zakorzeniona. Uważamy siebie za ludzi tolerancyjnych, chlubimy się tym stwierdzeniem, tymczasem w obliczu wszelkich odmienności wychodzi z nas prawdziwa natura – ludzi okrutnych, których serce przepełnia nie tylko jad, ale i strach, bowiem to on jest najczęściej powodem negatywnego nastawienia do inności.
Mamy siebie również za miłosiernych, wybaczających i prawych, pouczamy wszystkich na temat tego, jak należy postępować, a tymczasem bardzo szybko skreślamy tych, którzy zbłądzili, którzy się gdzieś na swojej drodze życia zagubili. Wydajemy bez chwili zastanowienia wyroki skazujące, a karą jest nie tylko społeczny ostracyzm. Pośrednio jesteśmy w stanie doprowadzić do wielkich tragedii przez naszą ignorancję i zapatrzenie w siebie oraz dzięki kamiennym sercom, które nie potrafią otworzyć się na drugiego człowieka. Tymczasem czasami wystarczy tylko podać rękę, wystarczy uwierzyć, że żaden człowiek nie jest z natury dobry lub zły, ale jest wypadową postaw, w tym postaw otoczenia wobec niego, a także życiowych doświadczeń, które kształtują nas w tak dużym stopniu.
Gdyby Marcinowi dano szansę, gdyby uwierzyła w niego nie jedna, lecz więcej osób, z pewnością inaczej potoczyłoby się jego życie. Tak się jednak nie stało, a książka Łobuz Mai Szaneckiej, opublikowana przez wydawnictwo Papierowy Motyl, to zatrważające studium upadku. I to nie tylko upadku jednostki, ale i całego społeczeństwa, ogarniętego znieczulicą i zachwyconego swoją boskością i uzurpowanym prawem do ferowania wyroków.
Odkąd sięgam pamięcią w moim domu zawsze było głośno – mówi Marcin – (…) W domu rodzinnym nigdy nie zaznałem spokoju. Zawsze tylko awantura. W takiej atmosferze chłopak się wychowywał, długo wierząc, że to jest normalne, że tak właśnie wyglądać ma życie. Przemoc w rodzinie, choćby tylko psychiczna, nieustanne awantury i pretensje nie stwarzały warunków do stabilnego wzrostu i emocjonalnego dojrzewania. Nic dziwnego, że jedynym sposobem zwrócenia na siebie uwagi otoczenia stała się dla chłopca agresja, a w obliczu braku reakcji – całkowita negacja najbliższych i bunt. Szukając bezskutecznie akceptacji w rodzinie, Marcin znalazł ją w kolegach, a właściwie „kumplach”, z którymi wiąże go źle pojęta lojalność oraz wspólne interesy. O ile tak można nazwać popularny sposób na zdobycie szybkiej gotówki, czyli kradzieże i wymuszenia.
Jedynie Ania potrafiła dostrzec w nim nie złodzieja, nie „blokersa”, nie wyrzutka społeczeństwa, ale wartościowego chłopca, który tylko trochę zbłądził. Obdarzyła go wielkim kredytem zaufania, on zaś po raz pierwszy zrozumiał, że ma wybór, że nie musi udowadniać nikomu, że jest taki, jakim go postrzegają. Szkoda tylko, że przeciwko niemu stanęli wszyscy – zarówno znajomi Ani, jak i jego „przyjaciele”. Ci ostatni, przekonani, że miłość jest słabością, woleli przyjmować postawę agresywną i buntowniczą wobec świata. Uczucie oznacza zaangażowanie, a zaangażowanie – zranienie i odtrącenie. Lepiej już sięgać po szybką gotówkę, lepiej pić, palić i demonstrować swoją pogardę dla świata, odrzucić go, zanim oni zostaną odrzuceni. Tak naprawdę w moim świecie nie ma przyjaciół – mówi Marcin, dodając – Oczywiście jest lojalność (…). Nie jesteśmy mięczakami i generalnie wszystko mamy w dupie. W naszym świecie nie występuje miłość czy bycie dla kogoś.
Skok proponowany przez Franca miał być tym ostatnim. Marcin był zdeterminowany, chciał znaleźć w sobie siłę, by zmienić się dla Ani, ale do tego potrzebował pieniędzy. Znał tylko jeden sposób – kradzież. Jednak wydarzenia poprzedzające włamanie upewniły go, że „przyjaciel” ma na względzie wyłącznie własny interes. Wycofanie się było jednak ryzykowne - szczególnie, że Franc dowiedział się o Ani i nie zawahał się użyć groźby wobec Marcina.
Kiedy do głosu dochodzą emocje, uruchamiają się wszystkie nabyte zachowania z przeszłości. Akcja – reakcja. Wina – kara. Jest też nóż, narzędzie zbrodni, które pociągnie za sobą kolejne tragedie…
Łobuz to książka emocjonalna, a przy tym boleśnie prawdziwa. Jest niczym desperacki krzyk młodego człowieka, niczym wołanie o pomoc. Jest też świadectwem rozpadu rodziny, jej miękkiej tkanki, podatnej na wpływy otoczenia oraz wady jednostek. Pierwsza część tego krótkiego tekstu należy do Marcina – to on otwiera się przed nami, zdając relację z rozwoju wypadków, ale i szukając motywów swojego postępowania w przeszłości i w relacjach z biskimi. Druga natomiast to głos rodziców Marcina, ich przyznanie się do popełnionych błędów, swego rodzaju wiwisekcja, autorefleksja. Szkoda tylko, że nastąpiła za późno, że nie da się już cofnąć czasu.
Maja Szanecka stworzyła książkę dojrzałą i mądrą, której adresatem może, a nawet powinien być każdy z nas, niezależnie od wieku. To bodziec do spojrzenia w głąb siebie, do zastanowienia się nad tym, jak wiele błędów popełniamy każdego dnia i jak wielu potrzebujących ludzi skrzywdziliśmy swoją obojętnością. Jestem również przekonana, że Łobuz okaże się lekturą wprost stworzoną, by ujmować ją w scenariuszach zajęć biblioterapeutycznych, rozmawiając o tolerancji, niesieniu pomocy, a także alkoholu, narkotykach i przemocy. Jest to bowiem książka, obok której nie sposób przejść obojętnie, książka wstrząsająca, tragiczna. To książka-lustro, w której odbija się marna kondycja naszego społeczeństwa.
Siedemnaście lat - najlepszy wiek na młodzieńcze szaleństwa i przyjemności, czas korzystania z życia i jego dobrodziejstw. Czas, o którym wspominamy z...