Kiedy zaczęłam czytać „Legalny doping emocjonalny” czułam się trochę jak na szkoleniu dla sprzedawców, takich, którzy dopadają Cię na ulicy i z szerokim uśmiechem informują: „Ma pani wyjątkowe szczęście, bo tylko dziś mamy w promocji markowe coś tam za jedyne 120 zł!”. Nie kupuję tego. Czytałam jednak dalej. I czytałam aktywnie to znaczy sumiennie wykonywałam wszystkie zalecane przez autora ćwiczenia. Jeśli mogę coś zmienić na lepsze warto próbować, a autor obiecuje, że wszyscy to potrafią.
No cóż, prawdę mówiąc większość rzeczy już wiedziałam, ale wciąż czytałam dalej, tekst na okładce uczciwie przecież uprzedza: „część tej wiedzy już znasz, część będzie dla Ciebie czymś nowym, a kolejna – może Cię zaszokować”. I - nie uwierzycie – ale to prawda! Ta część, która szokuje jest także fascynująca, uczy jak sobie poprawić samopoczucie, szybko i skutecznie. Jak skupić się na stanach i rzeczach pozytywnych, aby osiągnąć to, na czym nam zależy. Emocje mogą nas wspierać, to od nas zależy jak ich użyjemy: w celu polepszenia czy też pogorszenia naszego samopoczucia.
Stosując proste techniki (takie jak np. odpowiednia postawa ciała albo odpowiednie modelowanie struktur, według których budujemy zdania) możemy uzyskać pozytywne nastawienie do konkretnego problemu. To tak, jak rzuca się snop światła na scenę w miejscu, na które patrzeć ma widownia. Nie znaczy to, że reszta nie istnieje, oznacza wyłącznie, że teraz na tej konkretnej sprawie mamy skupić uwagę. Łatwo można wpaść w zasadzkę malkontenctwa, jeśli pozwolimy, żeby ktoś za nas kierował reflektorem mówiąc: „To nie możliwe, nie uda się, bo…” i tu wymieniał szereg różnych ograniczeń. Dlatego warto przejąć kontrolę nad oświetleniem. Od razu. A potem oczywiście samemu stanąć w świetle reflektorów na czerwonym dywanie. Książka Mariusza Szuby jest nie tylko zestawem ćwiczeń dla liderów i tych, którzy dążą do materialnych sukcesów, jest to praktyczny podręcznik, także dla wszystkich, którzy łatwo ulegają zniechęceniu, nie wierzą w siebie, uważają, że brak im zdolności, los im nie sprzyja albo znaleźli się w beznadziejnej sytuacji. A przecież każdy z nas chce skakać jak Małysz. Najbardziej szara myszka też chce stanąć na podium. „Legalny doping” nie zaszkodzi, a z pewnością doda energii.