Książka ta to zbiór dziesięciu szkiców przybliżających nam twórczość oraz sylwetkę mało znanego szerokim kręgom czytelniczym poety angielskiego- Philipa Larkina. Pozornie zarówno jego losy, jak i twórczość były nieskomplikowane. Można by powiedzieć wręcz, że wiódł niezwykle nudne życie, bowiem przez całą karierę zawodową był bibliotekarzem w angielskim miasteczku Hull. Sam Larkin w listach do przyjaciół pisał, że u niego nic się nie dzieje. W jednym z takich listów zdobywa się na następujące wyznanie:
"Przez ostatnich szesnaście lat mieszkam w tym samym małym mieszkaniu, piorę w zlewie, nie mam centralnego ogrzewania ani podwójnie szklonych okien, ani wykładziny ani innych skarbów, które mają inni, no i oczywiście nie mam żadnej z tych biblijnych rzeczy, takich jak żona, dzieci, dom, ziemia, bydło, owce itd. Sam sobie wydaję się outsiderem, choć pewnie 99 % ludzi powie, że jestem bardzo konwencjonalną osobą, częścią establishmentu. Śmieszne, prawda?"
Z pozoru nudna i nieskomplikowana wydaje się także jego poezja. Jest bowiem ściśle osadzona w codziennej rzeczywistości. Niektórzy krytycy mówili nawet o "horyzoncie myszy". Larkin był programowo przeciwny romantyzmowi, symbolizmowi, oklepanym zwrotom mającym upiększyć wiersz, metafizycznym odniesieniom. Prozaiczne życie, prozaiczna poezja. Jednak czy tak było naprawdę? Obraz, który wyłania się ze szkiców, przeczy takiemu stwierdzeniu. Ta pozorna jednowymiarowość poezji w rzeczywistości mieni się setkami odcieni. Zobaczmy fragment jednego z przytoczonych wierszy Larkina, bardzo ważnego w jego twórczości- "Pamiętam, pamiętam". Punkt wyjścia jest tu dość prosty. Pociąg wiozący pasażerów w głąb Anglii jedzie inną niż zwykle trasą. Gdy staje na moment, jeden z pasażerów (wiersz jest tak pisany w pierwszej osobie, co tworzy wrażenie, że podmiot liryczny jest tożsamy z autorem) odkrywa ze zdumieniem, że znalazł się w Coventry- swoim rodzinnym mieście (jest to też miejsce urodzenia Larkina!). Powinien to więc być punkt wyjścia dla licznych wspomnień. A jak jest naprawdę? Zobaczmy.
"Pociąg, który nas wiózł w głąb Anglii, inną trasą
niż zazwyczaj, przez chłodną, noworoczną zimę
stanął. Tłum bagażowych, wózki, worki z pocztą,
barierki, cały dobrze znany dworzec:- Toż to
Coventry!- wykrzyknąłem- Tu się urodziłem.-
Wychylony, szukałem czegoś, co by jasno
potwierdziło, że jest to wciąż to samo miasto,
które tak długo było "moim miastem". Dziwne:
straciłem orientację (...)
(...) Usiadłem, utkwiwszy wzrok w butach.
- Czyżby to- mój towarzysz uśmiechnął się tutaj
"były twoje korzenie"?- Nie, chciałem odburknąć,
tutaj tylko dzieciństwo bez śladu mi zbiegło:
mam w głowie mapę tego miejsca- ściślej brzegu,
początku. Najpierw ogród: to za jego furtką
nie olśniła mnie nigdy żadna absolutna
teologia natury albo mądry starzec.
Dalej, owa rodzina, w której ciepłe łono
nigdy się nie wtulałem, nękany depresją;
żadnych byczych chłopaków i biuściastych dziewcząt
z śmiesznym fordem i farmą, gdzie było się ponoć
"naprawdę sobą". Może ci nawet pokażę
paprocie, w których nigdy nie czekałem, marząc,
żeby wreszcie do czegoś doszło, żeby ona
padła na wznak i "płomień otoczył nas zewsząd"
Skąd to zaprzeczenie wszelkim wspomnieniom? Źródła trzeba chyba szukać w historii Coventry. Było ono zbombardowane podczas wojny i zostało całkowicie zniszczone. Na gruzach zbudowano nowe miasto, które jednak nie było dla Larkina tym, które pamiętał z dzieciństwa (jeszcze przed zburzeniem).
W wierszu tym splata się wiele tendencji charakterystycznych dla całej twórczości poety. Po pierwsze, obnażanie bezwartościowości tradycyjnych klisz, stereotypów. Tutaj akurat krytyce podlegają schematyczne poetyckie obrazy dzieciństwa, a także utarte wyrażenia, podkreślone cudzysłowem. Gdy powtarzamy za często jakieś słowa, stają się one puste. Posługujemy się bowiem nimi automatycznie, nie zastanawiając się nad ich znaczeniem. W innych utworach znajdziemy tę samą demaskację konwencji językowych, a także pewnych zachowań. W "Chodzeniu do kościoła" odnajdujemy bowiem protest przeciwko rytualizacji religii, powtarzaniu symbolicznych gestów bez towarzyszącej im wiary.
Bardzo ważne jest także przeciwstawienie butów i korzeni. W oryginale zostaje to osiągnięte poprzez rym "boots- roots". Korzenie nas zatrzymują w jednym miejscu, dzięki butom z kolei możemy robić coś przeciwnego- swobodnie się przemieszczać. Tę opozycję znajdujemy w poezji Larkina niejednokrotnie.
Kolejnym elementem, który odnajdziemy w cytowanym wierszu, a który przewija się przez całą twórczość poety, jest "spojrzenie za szyby". W tym przypadku jest to okno pociągu, ale pojawiają się też inne szklane tafle. Mimo pozornego zanurzenia w rzeczywistości w poezji Larkina odnajdujemy także chłodny dystans obserwatora. Kogoś, kto patrzy z oddalenia, jest świadkiem, ale nie bezpośrednim uczestnikiem.
Warto też zwrócić uwagę, że stereotypowe obrazy z dzieciństwa są zaczerpnięte od innych poetów. Cytowany wiersz jest więc tworem intertekstualnym, podejmującym grę z innymi utworami. Trochę to niezgodne z wyobrażeniem o "horyzoncie myszy", prawda?
Pozornie prosty utwór, a tyle kryje w sobie znaczeń...
Równie wielowymiarowa jak poezja okazuje się być postać samego Larkina. Poznajemy go jako osobę pełną sprzeczności. Zdobył uznanie jako poeta, choć wiersze uznawał za coś gorszego od prozy. Dlaczego więc zajął się niższą według siebie formą twórczości? Jak mówił:
"Powieści są o innych ludziach, a wiersze są o sobie samym. W tym, jak sądzę, tkwi prawdziwy problem. Nie miałem zbyt wielkiego pojęcia o innych ludziach, nie kochałem ich wystarczająco".
Był w swoich wierszach raz subtelny, raz wulgarny. Udawał skromnego, poczciwego samotnika, natomiast lektura jego listów wskazuje na pokłady ukrytej agresji. Nie wyznawał żadnej konkretnej religii (ojciec napominał go zresztą w dzieciństwie, żeby w nic nie wierzył), ale ateizm też nie mieścił się w jego światopoglądzie. Zarówno bezkrytyczna wiara, jak i jej całkowite odrzucenie były bowiem dla niego skrajnościami, a tych starał się w życiu unikać. Jego wizerunek osoby bez wyrazu był więc tylko świadomą autokreacją, nie miał pokrycia w rzeczywistości.
Wielkim atutem książki jest jej język. Nie są to nadęte naukowe opracowania, chłodna analiza kawałek po kawałku "co autor miał na myśli". Widać od razu, że pisał to prawdziwy pasjonat literatury. Lektura powyższa jest czymś znacznie większym niż zwykłe opracowanie sylwetki i twórczości pisarza. To prawdziwa poezja o poezji.
Kalina Beluch
Tom wyreżyserowany przez autora zgodnie z regułami gatunku kina mondo cane. Jarniewicz rejestruje prawdziwe śmierci znajomych, zerwania, odejścia –...
Cykl wierszy splecionych z na pół zapomnianych szlagwortów, z tytułów nie wznawianych książek, z imion, których nosiciele odeszli wraz z epoką a przede...