Brian Jay Jones specjalizuje się w biografiach sław, a – jak wiadomo – biografie to książki najbardziej poczytne. Autor zaś jest drobiazgowy jeśli chodzi o fakty, ale też stara się uchwycić charakter i motywy zachowania opisywanej postaci.
Jim Henson jest guru lalkarstwa. Jest - ponieważ jak dotąd nikomu nie udało się osiągnąć więcej. Stworzone przez niego kukiełki tak mocno wpisały się w popkulturę, że trudno sobie bez nich wyobrazić udane dzieciństwo - i to niemal na całym świecie. Przekaz Muppetów i Ulicy Sezamkowej był (i nadal jest) na tyle uniwersalny, że bawi dzieci (i dorosłych) od kilkudziesięciu lat, niezależnie od narodowości czy wyznania. Z jednej strony pewna poprawność polityczna, unikanie urażania cudzych uczuć, szacunek dla Innego, a z drugiej – wielkie poczucie humoru i dystans do siebie. Aż trudno uwierzyć, że za tak wielką gromadą postaci kryje się jeden człowiek. A zaczęło się od… miłości do telewizji. Mały Jim uwielbiał spędzać czas przed telewizorem. To właśnie dzięki telewizji stały się możliwe zbliżenia twarzy postaci, co nie było osiągalne podczas spektakli na żywo. Henson pomyślał: co by było, gdyby marionetki mogły robić miny? Zamiast kamiennych twarzy lalki mogłyby przecież operować mimiką. Tak powstał Kermit. Początkowo nie był nawet żabą, tylko lalką uszytą z niebieskawego płaszcza koleżanki. Ale już ten wczesny Kermit miał "to coś" – umiał pokazywać swoją paszczą miny. Jego twarz, sterowana ręką Hensona, potrafiła wyrażać radość, zdziwienie, zaskoczenie, złość, konsternację. Podczas pierwszych występów dzieciaki z miejsca go pokochały, dając jego twórcy iskrę do tworzenia kolejnych postaci.
Książka Jonesa jest opowieścią o mozolnym dążeniu do sukcesu, choć oczywiście także o życiu prywatnym, kłopotach, sukcesach, tworzeniu kolejnych lalek, realizowaniu niesamowitych pomysłów. A początki, oczywiście, łatwe nie były. Jim chciał, żeby jego lalki żyły, poruszały ustami i rękoma, dzięki czemu były w stanie przedstawiać uczucia, miały osobowość. W tym zdaniu zawiera się klucz do niesamowitego sukcesu Hensona, który z pasji uczynił zawód, a potem wielką firmę, która mogła realizować najbardziej szalone pomysły swego twórcy. Takie rzeczy są możliwe chyba tylko w Ameryce…
Jones pokazuje Hensona jako człowieka oddanego rodzinie, choć nie stroniącego od kobiet, całkowicie pochłoniętego pracą, dążącego do celu, ale dbającego o współpracowników. Jego życiowe motto to: żyć, dobrze się bawiąc. Najważniejsze jest bowiem to, by nie marnować żadnej chwili na gniew, narzekanie, malkontenctwo.
Sam Henson nie był typem celebryty. Skupiał się raczej na pracy, a nie uczestniczeniu w skandalach, choć i tych nie brakowało - w końcu to showbiznes. Jego kolejne projekty nie zawsze odnosiły spektakularny komercyjny sukces, ale są z pewnością dowodem na to, że wkładał w ich realizację całe swoje serce. Pracował aż do nagłej śmierci na skutek zakażenia bakterią gronkowca, gdy odszedł w ciągu kilku zaledwie dni. Zostawił jednak po sobie niezwykłą spuściznę, przekazując Muppety w bezpieczne ręce Disneya, by mogły żyć nadal. Jedynie ukochana Ulica Sezamkowa pozostała nadal w rękach jego spadkobierców, dzieci, które stały się także współpracownikami.
Z opowieści Jonesa wyłania się obraz sympatycznego człowieka, ciepłego, kierującego się swoją pasją, dbającego o ludzi. To, czego brakuje w książce, to zdjęcia. Powinno ich być więcej. Opracowanie biografii jest obszerne, jednak dotyczy spraw nam odległych, w których z powodów geograficzno-historycznych nie mogliśmy uczestniczyć. Pokazuje mechanizmy działania showbiznesu niejako od kuchni, co, niestety, odbiera czaru samym Muppetom.
W dniu 25 maja 1977 roku niskobudżetowy niezależny film science-fiction został wprowadzony do zaledwie trzydziestu dwóch amerykańskich kin. Wymyślone,...