„Ja się nie śmieję” to wbrew pozorom nie recenzja w skrócie, a tytuł satyrycznego tomiku Leona Pasternaka. Leon Pasternak, redaktor „Szpilek” był opiekunem duchowym i nauczycielem wielu satyryków, między innymi Antoniego Marianowicza. Uczył młodych, jak tworzyć wiersze zwięzłe i celne. Sam nie godził się na kompromis czy oportunizm – i ten swoisty upór i niezłomność znalazły odzwierciedlenie w jego wierszach. Satyry Pasternaka to połączenie mocnej liryki i walki. Pobrzmiewają to elementy rewolucyjne. Pasternak nie szuka humorystycznych rozwiązań, nie bawią go gry słowne. Nie. Satyra jest dla niego bronią, nigdy czynnikiem wyzwalającym czysty śmiech („po trzykroć tym biada, / którym satyra jest tylko na śmiech”). W czasach socjalizmu zdecydował się swym piórem poprzeć władzę („nie sztuka być dziś anty, lecz sztuka właśnie jest być pro!”) i tej decyzji pozostał wierny. Pasternak nie boi się mocnych sformułowań, wygłaszania brutalnych prawd. Jego satyra przepojona jest buntem, wojowniczością. Poeta jest bezwzględny dla wrogów i biada temu, przeciw komu wystąpi na wojenną ścieżkę. Książka zawiera wiersze z różnych okresów twórczości – od lat trzydziestych przez czasy wojny (tu przeważnie surowe i bezwzględne oceny przeciwnika) po rok 1968 (a więc teksty napisane niemal pod koniec życia). Znajdą się tu – choć nieliczne – utwory o tematyce neutralnej, przynajmniej z pozoru – i te nie zestarzały się do dziś, nadal śmieszą. „Zawsze gdy pękam ze śmiechu, to później długo, długo płaczę” – pisał Pasternak. I te słowa chyba najlepiej charakteryzują jego twórczość satyryczną. To literatura zaangażowana, walcząca i dziś zapomniana. Może warto ją poznać?