Sięgając po Inkwizytora Marka Allena Smitha, można mieć najróżniejsze przeczucia. Jak się jednak w trakcie lektury okazuje, większość z nich nie ma absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością. Gdyby nie opis powieści, który znaleźć można na obwolucie, czytelnik poczułby się zupełnie zagubiony po przeczytaniu już kilku pierwszych stron książki. To wszystko związane jest z prostym mechanizmem - ludzki umysł działa niczym komputer, słyszy sformułowanie i natychmiast dopasowuje je do znanych mu faktów. Dopiero później, podczas powtórnego kontaktu, może, ale wcale nie musi, dojść do kolejnej analizy, której efektem będzie zupełnie inny niż wcześniej wynik.
Wcześniej Geiger przyjmował wiele tożsamości, jednak żadna z nich nawet w niewielkim stopniu nie przybliżała go do odnalezienia samego siebie. Bez znaczenia było, czy posługiwał się nazwiskiem Grey czy Black, jego pracodawców interesowało jedynie to, by właściwie wykonywał powierzone mu obowiązki i nie rozpowiadał naokoło, że pracuje "na czarno". Chłopak nie wychylał się więc i ciułał grosz do grosza. Mimo niemałych zarobków, sypiał gdzie popadnie - właśnie remontowany dom czy opuszczone ruiny - nie miało to dla niego większego znaczenia. Chciał tylko dotrwać do rana, tak, by zacząć dzień od nowa. Któregoś dnia, mijając jedną z licznych nowojorskich księgarni, dojrzał na wystawie album z reprodukcjami grafik H. R. Gigera. Mroczny przepych, bijący od prac tego człowieka, zainspirował chłopaka i od tego dnia wszyscy wokół nazywali go Geigerem. Dobranie odpowiedniej tożsamości nie było jednak szczytem jego marzeń. Młodzieniec czuł, że czeka go w życiu coś więcej, że ma do zrealizowania jakąś misję, trudno mu było jednak jednoznacznie stwierdzić, jaką. Wszystko to zmieniło się pewnej nocy, gdy spał w jednym z remontowanych przez siebie lokali. Cichaczem wdarli się do niego agenci FBI, których celem było podłożenie w pomieszczeniach podsłuchu. Jak się okazało, dom należał do jednego z najgroźniejszych mafiosów, grasujących w mieście. Przez zupełny przypadek Geiger podsłuchał ich rozmowę i wiedział już, jaka będzie jego przyszłość. Tak właśnie narodziła się w jego głowie idea zarobkowego wyciągania od ludzi prawdy. W końcu w tym "zawodzie" ewidentnie brakowało kogoś, kto potraktowałby odzyskiwanie informacji jak krucjatę. Geiger zaproponował więc swoje usługi Carmine'owi Delanotte (wspomnianemu mafioso) i tak zaczęła się jego kwitnąca w następnych latach kariera. Wszystko było w najlepszym porządku, gdy klienci Geigera szanowali jego zasady. Zero niezapowiedzianych Jonesów, zero niepewnych sytuacji, zero dzieci. Kiedy więc jeden ze zleceniodawców znienacka zleca mu zupełnie nową sprawę, ten się waha. Ostatecznie jednak przyjmuje ofertę i umawia się na przesłuchanie. Od tej chwili wszystko dzieje się jednak nie tak, jak powinno. Klient zamiast Jonesa przywozi na miejsce spotkania jego dwunastoletniego syna i... By dowiedzieć się, jak zakończy się ta historia, trzeba sięgnąć po Inkwizytora Marka Allena Smitha.
Autor miał ogromnie ciekawy pomysł na fabułę. Przesłuchania, odzyskiwanie od ludzi (tylko winnych, oczywiście) informacji, swoiste tortury... Nieczęsto można przeczytać o takich zjawiskach w literaturze sensacyjnej. Do tego nietypowy, zamknięty w sobie, targany koszmarami bohater. Niby nic o nim nie wiadomo, jednak jeśli wczytać się we wszystkie zdawkowe informacje, jakie o sobie wyjawia, klaruje się całkiem wiarygodna postać. Uciekające, przerażone dziecko, które z czasem wyzbyło się zupełnie ze swego życia pierwiastka strachu i wyrosło na nieczułego mężczyznę. Jednak gdy jego szczegółowy plan zaczyna się sypać, kiedy wszystko idzie nie tak, jak powinno, coś zaczyna w nim pękać i Geiger ujawnia swoje prawdziwe oblicze. Nieczęsto można przeczytać o tego typu przemianach w thrillerach czy powieściach sensacyjnych, nieczęsto są one tak wiarygodnie opisane - to więc bardzo mocna strona powieści. Niestety, mamy tu także zbyt liczne, często - zupełnie zbędne opisy. Za ich sprawą akcja niezwykle się rozciąga, a fabuła przestaje być wciągająca. Tonąc w morzu opisów, czytelnik zapomina, w czym rzecz. Znika dreszczyk emocji, czasami wręcz brakuje iskry, dzięki której można by powiedzieć, że jakikolwiek płomyk się pojawił. Czytelnik staje więc przed pytaniem, czy trzyma w ręku thriller, czy studium psychiki głównego bohatera. Oczywiście, jedno i drugie jest nierozerwalnie połączone, jednak równowaga nie została tu zachowana. Ogólnie stwierdzić więc można, że Inkwizytor to interesująca pozycja, jednak nie jest to thriller wybitny. To dobra literatura popularna. Po prostu.