Za dużo przypraw potrafi zniszczyć nawet najbardziej wyrafinowane danie. Tak jest też z literaturą, a w konkretnym przypadku z książką „Filatelista”. Wydana w 2007 roku wpadła mi w ręce dopiero w kwietniu 2009.
W powieści mamy dwoje głównych bohaterów – to pół-Polak, pół-Irlandczyk Aleksander Casey i rodowita poznanianka, zmysłowa Monika Małecka. Poznań jest areną, na której rozgrywa się akcja (obejmuje ona przede wszystkim Stary Rynek i okolice, toczy się także w Jeżycach). W dzień przed wigilią Aleksandra, który pracuje w sklepie filatelistycznym na Starym Rynku, odwiedza tajemniczy Niemiec, który opowiada niestworzone historie o tajemniczych znaczkach mających niesamowitą moc. Ze znaczkami wiąże się historia Zakonu Teutońskiego i Stowarzyszenia Thule, które tworzyli przyszli władcy NSDAP. Naziści, tacy jak Alfred Rosenberg czy Gauleiter Kraju Wart Greiser, zostali powiązani z magicznymi obrzędami dającymi siłę i władzę oraz ze Świątynią Vril. Wątek magiczno-nazistowski zostaje uzupełniany kolejnymi. Jest płonący Feniks, który niekoniecznie chce odrodzić się z popiołów, co zaczyna burzyć porządek czasowo-historyczny i jest też Drugi Świat, w którym autor poszedł już na całkowite szaleństwo. Wymieszał w nim bóstwa niemal ze wszystkich wielkich mitologii – egipskiej, hinduskiej, germańskiej. Bóstwa mimo nadprzyrodzonych zdolności przejawiają typowo ludzkie cechy charakteru, zarówno dobre jak i złe. Jak dla mnie za dużo tego.
Główny wątek rozmywa się w galerii niezbyt ciekawych bóstw, a szkoda. Temat okultystycznego podłoża nazizmu oraz zagubienia się dwojga bohaterów w czasie i przestrzeni jest przecież znakomitym materiałem na powieść, nie wymagającym dodatkowych ozdobień. Niesamowite zdarzenia dziejące się w zwyczajnej poznańskiej scenerii nabierają jeszcze większej atrakcyjności i niepotrzebnie autor w połowie książki wprowadza akcję w zaświaty, które jak dla mnie wyglądają zbyt chaotycznie i jednocześnie mizernie, chwilami nawet kiczowato.
Przemiana głównej bohaterki w boginię, która wstępuje na ten podziemny parnas wcale do mnie nie trafia i sprawia zawód. Tym bardziej, że w ostrych scenach erotycznych dziejących się w poznańskim mieszkaniu autor przedstawił jak najbardziej cielesną Monikę, z która obcował Olek. Sam Olek z kolei przez całą powieść nie żałuje sobie piwa Lecha Pilsa, którego butelkę opróżnia średnio co kilka stron. Nawet w drugim świecie bogowie mają dla niego butelkę Pilsa! Spożywanie złotego napoju w takim tempie może skłaniać do wniosku, że wszystko co przeżywa Olek jest jedynie pijacką wizją. Równie dobrze alternatywnym zakończeniem tej książki mogła być scena, w której Olek budzi się z bólem głowy i stwierdza, że wszystko było tylko snem, a Monika być może coś do niego czuła, ale zniechęciła ją jego słabość do Pilsa, a już z pewnością nie zamierza zasilać grona bogiń.
Gdy [Mieszko II] umarł w roku Pańskim 1033, nastąpił po nim pierworodny syn jego Bolesław. Skoro ten został ukoronowany na króla, wyrządzał swej matce...