Recenzja książki: Dryf

Recenzuje: Katarzyna Krzan

Pamiętnik Błękitnego Ćpuna albo Podręcznik Skutecznej Narkomanii.

 

Dryf to czterysta czterdzieści cztery sposoby na zdobycie trawy, pięćset osiemdziesiąt dwa na prawidłowy odlot, trzysta trzydzieści sześć technik „przelecenia panienki” oraz niesamowity bełkot postnarkotyczny. Cóż, ostatecznie, dryf jest niczym innym jak zbaczaniem z obranego kursu pod wpływem wiatru lub prądu...

 

A okładka taka kolorowa i zachęcająca: trzej Indianie siedzący na skrzynkach palą papieroski. Niebieskie niebo, zielona trawka, sygnały dymne unoszące się nad ozdobionymi w pióropusze głowami. Pełna sielanka. Szkoda, że projektant nie czytał tego, co miało znaleźć się w środku... Wówczas może umieściłby na okładce reportażowe zdjęcie narkomana w pozie „narciarza na gigancie”, czytającego Grę w klasy Cortazara. Bohater Dryfu - Leszek Wałęsik czytuje „co nieco” między jednym a drugim wypaleniem trawki. A to Musil, a to Kierkegaard. Nie brakło też Stachury. Chęć stworzenia księgi kultowej widać bardzo nęciła Sobczaka. Nawet swoją ukochaną Magę poderwał na imprezie u Cortazara. Wspomnienia z szalonych lat osiemdziesiątych. Młodość, dżamprezy, zadymy, psychiatryki... porwanie samolotu.

 

Dziwnym zbiegiem okoliczności Andrzej Stasiuk wydał w tym samym wydawnictwie powieść na identyczny temat. Ale jego "Jak zostałem pisarzem miało" Coś, czego zdecydowanie zabrakło Sobczakowi – poczucie humoru. Nie wystarczy bełkotać o narkotycznym szale, trzeba jeszcze umieć o tym pisać. Oczywiście, jeśli już tak bardzo pragnie się stworzyć „powieść kultową”. Tymczasem opowieść jest o tych, „które, nie pracując i nie ucząc się, objadały swych rodziców do ostatniej kosteczki, a potem zmuszały ich do przejścia jak i one na wegetarianizm. Które krzyczały do rżnącej całej kapeli punkowskiej – tylko nie deptać mnie po brzuchu – a rano były szczęśliwe, że na baukenii tak bezszelestnie opuściły dzieciństwo. (...) Które stosowały dragozmian, żeby się nie uzależnić, a sobie poćpać a które potem były uzależnione od wszystkiego. Które dawały się pałować zomowcom dla przyjemności.”

 

"Dryf" jest momentami makabrycznie nudny. Ileż razy można przeżywać kolejne zapalenie jointa? W innych miejscach powieść przestaje być zrozumiała. Trzeba bowiem pamiętać, że wulgaryzmy, owszem, brzmią ponętnie, ale należą do słów niezwykle wieloznacznych. Dlatego czasem nie wiadomo, co tak naprawdę zrobił Leszek Wałęsik, nie wspominając już o jego kumplach: Buddzie, Herbercie czy Ziółku. Ten ostatni popisał się nawet talentem poetyckim i naukowym zmysłem porządkującym, próbując „pisać o Heliodornie, Padyszu, Kumaku, Głębieniu, Złotym Ekranie, Baukenii, Ogrójcu, Ben Alibi, Irracjadzie i Świerzopie”. Najzagorzalszym konsumentem tego ostatniego miał być autor Pana Tadeusza...

 

Niestety Słownik Narkotyków nie został dokończony. Myślę jednak, że jest to świetny pomysł na kolejną książkę. A dokładając jeszcze tłumaczenia wyrażeń slangowych można by stworzyć prawdziwy bestseller. Nie wiem, czy Dryf Jana Sobczaka rzeczywiście stanie się „Kultową Powieścią Postnarkotyczną”. W każdym razie – postnarkotyczną już jest.

Kup książkę Dryf

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Dryf
Autor
Książka
Dryf
Jan Sobczak
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy