Dom, w którym straszy
Czy może być coś bardziej fascynującego niż legendy o duchach i zjawach, miejscach mocy oraz przedmiotach niewiadomego pochodzenia i przeznaczenia? Oczywiście, że tak! Lepsze od słuchania opowieści o nadprzyrodzonych istotach jest posiadanie ich na własność.
Przekonuje się o tym Ryszard Katarzyński, a właściwie bohater jego historii - Andrzej Bujwid. „Dom” to zabawna (choć powinnam napisać - straszna) opowieść o pewnej transakcji, która spędziła sen z powiek niejednemu mieszkańcowi pewnej wsi. Dochodzą mnie słuchy, że także kapelani w parafii zmuszeni byli uzupełniać zapasy święconej wody, bowiem wszystko zużyli podczas odczyniania zła i poświęcania ziemi.
Tytułowy dom to przedwojenna perełka z 1892 roku, położona na dużej działce w otoczeniu lasu. Dziwi tylko cena, bo 80 tysięcy, jakie płaci Andrzej, to grosze w porównaniu z rzeczywistą wartością parceli. To ranczo pośród drzew ma jednak pewien feler – pojawiają się w nim duchy. Goście nie z tego świata skutecznie odstraszają kupców, zatem właściciel posesji, pan Komanecki, powinien być szczęśliwy, że pozbywa się kłopotliwego ciężaru. Szczególnie, że jest starym i niedołężnym człowiekiem, choć wciąż doceniającym zalety dobrego koniaczku.
Euforia Andrzeja i zapał do remontów oraz przeprowadzki napotyka silny opór ze strony okolicznych mieszkańców. Irracjonalne zachowania, krzyki, paniczne ucieczki i machanie kropidłem – to wszystko pozwala sądzić, że: a) izolacja skutkuje niekiedy dziwactwami, albo b) ludność jest wyjątkowo podatna na działanie procentów (alkoholowych oczywiście).
Czy jednak możliwe, żeby taka zbiorowa histeria dotyczyła wszystkich, bez wyjątku? Czy paniczny lek przed duchami ma swoje racjonalne podstawy (przynajmniej w tym wypadku)? Jeśli jeszcze nie „zjadła” was ciekawość, to zasiadajcie natychmiast do lektury „Domu”. Ryszard Katarzyński trochę postraszy, trochę rozbawi, ale przede wszystkim - stworzy niezwykły klimat. Opowiadanie, choć nie ma w sobie nic z mroku historyjek Edgara Allana Poe, to jednak podobnie jak one zaskakuje. Ale o to przecież chodzi, żeby się bać, prawda?
I nagle własne nazwisko, i własny życiorys stawały się niezbyt wygodne[...]. Najlepszym sposobem rozpoczęcia na nowo, bez krępującego życiorysu był wyjazd...
„Goły” to pełna humoru opowieść o radzeniu sobie na nagiej skale — bo trudno to było nazwać to wyspą — osobnika w wieku mocno poprodukcyjnym...