Każdy człowiek w pewnym okresie swego ziemskiego życia uzależniony jest od pomocy innych. Ważne jest, by znalazł się wtedy ktoś, kto jest czuły i delikatny, umiejący okazać cierpliwość, dobroć i współczucie. Książka „Czy mogę odprowadzić cię do Domu” jest nie tylko relacją, ale przede wszystkim - świadectwem Joyce Hutchison, doświadczonej pielęgniarki, która daje z siebie wszystko, by na ostatnim etapie „drogi” ludzi cierpiących mniej było smutku i samotności.
Czytelnik ma okazję lepiej pojąć sztukę trwania przy umierających. Podążając za działaniami tej, dla której istnienie ludzkie ma ogromne znaczenie, uczy się wdzięczności za życie, które jest przecież wielkim darem. Zostaje mu przybliżona ofiarna działalność pracowników hospicjum, dbających o to, by każdy kolejny dzień życia pacjentów był jak najbardziej spokojny, radosny i pełen pozytywnych wrażeń. Opiekunowie umierających pomagają im przetrwać ból fizyczny, uczą walczyć ze stresem, udzielają wsparcia duchowego, służą radą w różnorodnych sprawach życia codziennego. W ten sposób pomagają „w przygotowaniach do ostatecznej podróży do Domu”.
Kolejna część książki zawiera opowieści dotyczące konkretnych osobowych przypadków. Każda z nich jest wyjątkowa, zapada głęboko w serce i daje wiele do myślenia. Wszystkie zakończone są medytacją i modlitwą, a także krótkim postanowieniem „na dziś”. Hutchison wyjaśnia ogromne znaczenie udzielenia zgody na śmierć osoby najbliższej. Podkreśla, jak bardzo ważne są oznaki zewnętrzne, dzięki którym umierający poczuje się pewniej. Podaje przykłady „odprowadzenia do Domu” przez wieloosobową rodzinę, wspominającą wydarzenia całego życia.
Zagłębiając się w treść poszczególnych opowieści, czytelnik ma okazję przekonać się, jak bardzo ludziom umierającym żal jest lat, które minęły bezpowrotnie. Tęsknią za poczuciem pokoju i wewnętrznej wolności. Często w stosunku do osób opiekujących się nimi odczuwają podejrzliwość, która dopiero z czasem przeradza się w głębokie zaufanie. Boją się pobytu w szpitalu, z dala od tych, których kochają. Obecność najbliższych jest dla nich „niebem na Ziemi”.
By nadzieja przeplatająca się z rozpaczą nie pogłębiała ich samotności, potrzebne jest poczucie humoru, mogące chociaż na jakiś czas rozświetlić smutek i ból. Umierający czekają na dotyk przyjaznej dłoni i najmniejszy nawet okruch nadziei. Martwią się, że po swojej śmierci zostaną zapomniani przez najbliższych. Dążą do zrealizowania zobowiązań i zażegnania konfliktów, by móc spokojnie odejść. Cieszą się na spotkanie w wieczności z tymi, którzy odeszli wcześniej.
Powyższe refleksje prowadzą do osiągnięcia coraz większej pewności, że na końcu „drogi prowadzącej do wiecznego Domu” jest światło pełne miłości, napełniające pokojem. Warto do niego dotrzeć. Od nas samych zależy, jak wykorzystamy darowany nam czas.