Człowiek o fasetkowych oczach to powiew literackiej egzotyki, połączonej z klasyką, a do tego ekologiczny postulat w baśniowej oprawie.
Za egzotyką stoi kilka czynników. Po pierwsze: Wu Ming-yi, czyli pochodzący z Tajwanu autor. Nie tylko jest to pierwsza jego powieść, która ukazuje się po polsku, generalnie tajwańska literatura nie jest w Polsce zbyt znana. Po drugie, co jest ściśle związane z poprzednim punktem: część akcji rozgrywa się na tajwańskiej wyspie, poznajemy więc wyspiarską kulturę chińską (niepomiernie dziwi mnie fakt, że przez większość świata nadal autonomia państwowa Tajwanu nie jest uznawana, należy do Republiki Chińskiej). Obca jest nam nie tylko kultura tego kraju, ale przede wszystkim problemy mieszkańców wyspy: trzęsienia ziemi, sztormy, wypływ morza, które każdego roku zabiera fragment terenu wielkości dłoni. Poznajemy je, śledząc losy Alice, wykładowczyni, która pewnego dnia postanawia popełnić samobójstwo, gdy dalsze życie bez zaginionego męża i syna traci wartość. Plany pokrzyżuje jej tajfun, którego przeżycie bohaterka uznaje za znak, że powinna żyć dalej. Bohaterka od tego momentu, wbrew wszelkim głosom rozsądku z zewnątrz, postanawia pozostać w domu wybudowanym przez jej męża, bez względu na okoliczności.
Równolegle akcja rozgrywa się na tajemniczej wyspie Wayo Wayo, zamieszkiwanej przez Wayończyków, plemię, do którego nie dotarła cywilizacja i żyjące w przekonaniu, że świat jest wyspą, a poza nią tylko morze. Morze, które jest ich wrogiem, ale też i sprzymierzeńcem. Przywiązanie wyspiarzy do tej bezkresnej wody, która ich otacza przejawia się w języku, gdzie podstawowym wyrażeniem jest: Morze jest dzisiaj spokojne. Jest ono jakby wayońskim odpowiednikiem How do you do? Jednym z wierzeń Wayończyków jest to, że każdy drugi syn w wieku piętnastu lat musi odejść jako ofiara dla morskiego boga. Taki los ma spotkać Atrego, który, choć jest pogodzony z przeznaczeniem, podejmuje próbę przeciwstawienia mu i jako najlepszy pływak stara się przetrwać walkę z morzem.
I tu przechodzimy do motywu klasycznego, kolejnego po skonstruowaniu fikcyjnej przestrzeni opartej na mitologiach – samotnego rozbitka lądującego na obcej wyspie. Tym razem jednak wayoński Robinson Cruzoe nie musi stawić czoła samotności, lecz nauczyć się porozumiewać z Alice, która może być odpowiednikiem Piętaszka. Nie jest dla niego wyzwaniem zagospodarować się na wyspie, gdyż z takiego miejsca przybył, za to styka się z dobrami cywilizacyjnymi, których działanie jest mu obce, a i samo poznanie trudne, kiedy w jego języku nie wynaleziono słów pozwalających te nowe przedmioty nazwać.
Zetknięcie świata cywilizacji z kulturą pierwotną, które dokonuje się wskutek wiru śmierci docierającego na tajwańską wyspę, odbywa się nie tylko na poziomie kulturowym, czego przykładem jest spotkanie Alice i Atrego, ale też w kontekście społeczno-ekologicznym. Gdyby ktoś jeszcze miał pozytywne złudzenia, rozwieję je informacją, że taki wir istnieje naprawdę. Nazywany jest Wielką Pacyficzną Plamą Śmieci, która obecnie zajmuje większy obszar niż Polska. Skupiska śmieci i plastikowych odpadów dryfują między Kalifornią i Hawajami oraz między Hawajami a Japonią. Szacuje się, że na każde z nich składa się 100 mln. ton odpadów, a część z nich ląduje w organizmach zwierząt, często powodując śmierć. Kiedy obrazy zwierząt, których wnętrzności wypełniają worki foliowe, zdają się nie działać skutecznie na zachowania ludzkości, Wu Ming-yi posunął się dalej i naszkicował kolejny możliwy etap drogi tego wiru: atak na zamieszkany ląd, który wygląda tak, jakby zamiast kropli deszczu z nieba spadały niebiodegradowalne przedmioty. Po tym wydarzeniu głównym zajęciem wyspiarzy jest sprzątanie, podczas którego część osób zastanawia się, do kogo należały te rzeczy i czy wśród nich znajdą te, które sami przed laty lekkomyślnie wyrzucili do wody?
W świetle problemu ekologicznego, z którym zmagają się bohaterowie współcześni Alice, pojawienie się Atrego oraz później mu dana wyjątkowa możliwość powrotu do swojego świata można odczytać jako sytuację, w którym ludzkość dostaje ostrzeżenie, niejako pochodzące z przyszłości. Atre, widzący, z jakimi problemami zmagają się cywilizacje, może być postacią przeznaczoną do tego, by swoją świadomością uchronić własne plemię i jego potomków przed podobnym losem. Wu Ming-yi jednak nie czyni tego, by dać nam nadzieję, pokazać szansę na odwrócenie ekologicznego kataklizmu, lecz by pokazać, że nasza rzeczywistość powstała wskutek zignorowania ostrzeżeń, które w postaci naukowych wyroków pojawiały się w ciągu ostatnich dziesięcioleci.
Niełatwa, ale bardzo prawdziwa – mimo licznych fantastycznych motywów – i naprawdę ważna powieść.
„Łapanie snów nie rozwiąże twoich problemów, ale zdaje się, że dzięki temu całkiem dużo osób odkryło różne drobiazgi,
które dały im motywację do dalszego życia.”
Więcej