New Age, pogańskie kulty i skostniałem ,nieludzkie chrześcijaństwo, opanowane przez formalistów, fanatyków, skontrastowane ze „świeżymi” i „naprawdę głębokimi” wierzeniami, których największą zaletą tak naprawdę jest to, że od wyznawców nie wymaga się absolutnie niczego. Tak w skrócie wyglądałaby treść „Czarownicy z Portobello”, nowej powieści Paulo Coelho, której sukces dowodzi, że wystarczy schlebiać najmniej wyszukanym gustom Czytelników, by kolejne książki szybko stawały się bestsellerami. A jeśli doda się do tego elementy mistycyzmu w wydaniu możliwie najbardziej skomercjalizowanym i spłyconym, można dodatkowo stać się przewodnikiem duchowym Britney Spears.
Fabuła powieści skupia się wokół postaci Shirin Khalil, nazywającej siebie Ateną, charyzmatycznej kobiety, która miała przygotować świat na odrodzenie się kultu Wielkiej Matki. Shirin urodziła się w rodzinie cygańskiej, lecz porzucona przez biologiczną matkę trafiła pod opiekę przybranych rodziców i zamieszkiwała najpierw w Bejrucie, a później w Wielkiej Brytanii. Rodzice próbują wychować ją na dobrą chrześcijankę, lecz dziewczyny nie udaje się wtłoczyć w formę szarej, przykładnej wyznawczyni. Od dzieciństwa bowiem Shirin podobno widzieć ma duchy, doznaje objawień tajemniczej postaci kobiecej i często potrafi przepowiedzieć przyszłość. Typowe chrześcijaństwo, pojmowane w powieści Coelho jako bezmyślne wygłaszanie niezrozumiałych formułek, zupełnie jej nie interesuje. W dorosłym życiu Shirin nie potrafi odnaleźć się w roli żony, wciąż poszukując sensu życia. Shirin początkowo odnajduje ukojenie w śpiewie religijnym, ale po rozwodzie, gdy zaprzyjaźniony ksiądz odmawia umożliwienia jej przystąpienia do Najświętszego Sakramentu, kobieta czuje się zdradzona. Jej sposobem kontaktu z bóstwem staje się taniec, kaligrafia, a po wielu latach Atena założy własną sektę. Odkrywając swe przeznaczenie, przemierzy Bliski Wschód, będzie musiała odnaleźć biologiczną matkę, ponownie odkryć miłość do przybranych rodziców, pozna cygańską kulturę, będzie uczona i zacznie nauczać, by w końcu znaleźć ukojenie w pełni kultu Wielkiej Matki. A przy okazji ukazać czytelnikom, że warto być odmiennym, nietuzinkowym, że należy żyć w zgodzie z samym sobą – a więc nie poddawać się naciskom z zewnątrz. Nawet gdy dyktuje je zdrowy rozsądek. W tej książce jest wszystko: New Age, nowe pogaństwo (w tym nadużywany obecnie w tzw. „literaturze popularnej” kult Bogini Matki), feminizm, psychoanaliza, aluzje (szkoda, że tak płytkie) do Bergmana i Borgesa (Coelho chyba uczył się z encyklopedii, bo wybiera tematy i nazwiska rozpoczynające się na pierwsze litery alfabetu, jednak wydaje się, że lepiej by było, gdyby żadnego z tych nazwisk nie poznał, bo twórcy, do których się odwołuje, zapewne przewracają się obecnie w grobie), do myśli Freuda, Junga (teoria archetypów)...
Jest i chrześcijaństwo, choć tak spłycone i wypaczone, że w niczym nie przypomina jednej z największych religii monoteistycznych. Coelho cytuje i parafrazuje Biblię, ale wykorzystuje ją czysto instrumentalnie – dzięki takim cytatom jego książka ma wydawać się głębsza i bardziej wiarygodna. Z drugiej strony brazylijski pisarz próbuje skompromitować sformalizowane chrześcijaństwo, które w jego książce bronić ma starego świata i starego porządku. Porządku, w którym kobiety o otwartych umysłach uznawane były za czarownice i palone na stosach. Co – jak dowodzi – mogłoby się zdarzyć i w XXI wieku. Według Brazylijczyka przyszło nam żyć w Nowym Średniowieczu (tu znowu wydaje się, że pisarz usłyszał pewien termin i stara się dobudować do niego własną interpretację, choćby nie wiadomo jak bardzo odbiegała ona od oryginalnego znaczenia pojęcia). Cały ten koktajl wydaje się całkiem interesujący, w praktyce jednak okazuje się kompletnie nie do strawienia. Płytkość, brak spójności, łączenie zupełnie niepasujących do siebie idei czy rzeczywistości rażą na pierwszy rzut oka. Od razu też widać, że Coelho próbuje wykorzystać nasilającą się ostatnio rzeszę ludzi, którzy z różnych powodów odchodzą od religii. Mówi im: wasz kościół to tylko powtarzanie skostniałych, niedzisiejszych formułek, lepiej pójść i korzystać z energii kosmosu na łonie natury, „ładować akumulatory”, niż nudzić się w kościele, meczecie czy synagodze. Cywilizacja jest zła, religia jest zła, filozofia i nauka są złe – ufajcie sercu. I wrodzonemu lenistwu.
Coelho upraszcza istniejącą rzeczywistość. A ludzie mu wierzą. Bo pragną być oszukiwani. Bo również i w nich widoczna jest skłonność do wrodzonego lenistwa. Bo wygodnie, gdy ktoś do naszego postępowania dorobi metafizyczną ideologię. Z drugiej strony „Czarownicę z Portobello” czyta się doskonale – jasny, prosty język (Coelho nie używa nawet pojęcia „archetyp”, stosując jego omówienie, bojąc się utraty czytelników), zgrabnie dopasowane elementy układanki, które podczas czytania zdają się pojawiać we właściwych miejscach, dość szybko płynącą akcja. I nikogo nie będzie już obchodzić, że motywy postaci nie są zbyt wiarygodne, a przebieg ich karier – prawdopodobny. W końcu mamy Własną Legendę (patrz: „Alchemik” tego samego autora) i jak czegoś bardzo pragniemy, to cały świat nam pragnie pomóc. Zbiegi okoliczności, gromy, werble, fiołki... Z zainteresowaniem śledzimy więc, co o historii Ateny mają do powiedzenia osoby, które ją znały (powieść złożona jest bowiem ze swego rodzaju „zeznań” przyjaciół głównej bohaterki, złożonych po pewnym dramatycznym wydarzeniu). Tym bardziej, że – tu należy oddać sprawiedliwość autorowi – Coelho rzeczywiście próbuje poruszać ważne tematy. Osoby po rozwodzie faktycznie nie potrafią znaleźć miejsca w Kościele i nikt nie wydaje się interesować ich losem, poziom świadomości religijnej chrześcijan jest tragiczny, wszyscy borykamy się z monotonią i nudą codzienności. Ale o rytuale codzienności jako o sposobie radzenia sobie z rutyną pisało już wiele osób (między innymi Brach-Czaina w książce „Szczeliny istnienia”) w sposób bardziej wnikliwy i interesujący. Inna rzecz, że Coelho znajduje właściwą formę i język, by pisać o sprawach szczególnie trudnych. Ale receptę wystawia błędną i niezbyt przekonującą. Problemy spłyca, świat wypacza, zbyt poetyzuje, uwzniośla i umagicznia. Dlatego większość jego powieści to po prostu słabe książki. Tak jest, niestety, w przypadku „Czarownicy z Portobello”.
To ważna książka zawierająca wybór myśli, które najtrafniej charakteryzują istotę twórczości jednego z najbardziej znanych autorów...
" Maria, młoda dziewczyna z brazylijskiej prowincji, wyrusza w daleką podróż. Jednak świat jest inny, niż sobie wyobrażała. Gorzkie doświadczenia...