Przekładanie rymowanek z obcego języka zawsze obarczone jest ryzykiem niepowodzenia. Bo – tak naprawdę – wszystko zależy od tłumacza: sprawny w układaniu rymów dostosuje przekład do słownika współbrzmień i zadba o to, by nie wypadły źle. Nieprzyzwyczajony do specyficznych reguł rządzących się wierszykami zepsuje cały tekst i sprawi, że zamiast błyskotliwego, urzekającego dzieła otrzymamy utkany nieporadnie z rymów częstochowskich popis grafomanii. Wydane przez Zakamarki „Wierszyki od stóp do głów” to kolejna książeczka dla najmłodszych, autorstwa Ulfa Starka, dotąd znanego przede wszystkim ze znakomitych tekstów prozą. „Cynamona i Trusię” stworzył Stark z wierszyków – pomysłowych i zabawnych. Książkę przełożyła natomiast Agnieszka Stróżyk. Punktem wyjścia dla rymowanej opowieści jest z pozoru proste pytanie: z ilu części składa się ciało.
Cynamon i Trusia – chłopczyk i antropomorfizowany królik – spróbują się nad tym zastanowić, wspólnie z małymi odbiorcami. Kolejne części ciała zostaną przedstawione (czy może raczej: użyte) w rymowankach. I tak pojawią się w książeczce: stopa, oko, ucho, włosy, nos, język, pępek, serce, mózg, pupa, policzki i palce (oraz nogi – już na okładce). Przegląd to oczywiście niekompletny, ale dość ciekawie rozwiązany. Ulf Stark zastanawia się, do czego służą poszczególne części ciała i, jak to on, dochodzi do ciekawych wniosków. Można by pomyśleć, że rozważania nad ciałem – dla nieznających tabu dzieci – sprowadzą się do ujęcia ludycznego, ale nic z tych rzeczy. Stark, jak zwykle, nasyca swoją książkę refleksją głębszą, ważniejszą i ciekawszą. Chciałoby się napisać, że to u twórcy bardzo ulfastarkowe – dowcipne, a przy tym niosące ważny przekaz bez odwoływania się do banalnych pouczeń. I w zasadzie to prawda. W dodatku humor tego autora nie polega tylko na językowych żartach, dzięki czemu można się cieszyć i z przekładu, treść nasycona dowcipem nie ulatnia się przy tłumaczeniu.
Agnieszka Stróżyk próbowała nadać przełożonym przez siebie wierszom kształt sylabotoników, albo przynajmniej wierszy sylabicznych – i to jej się z reguły udawało, parę razy zachwyciła mnie nośnym rytmem utworów. Jest tu trochę potknięć rytmicznych, ale też wiersze są na tyle krótkie, że niedociągnięcia nie rażą tak, jakby przeszkadzały w długim, silnie zrytmizowanym tekście. Przy rymach widać natomiast najbardziej utrudnienia, jakie stoją przed tłumaczem, niezajmującym się brzmieniami na co dzień. Bywa, że autorka przekładu z rymu rezygnuje, albo sięga po narzucający się rym banalny gramatyczny czy wymuszony (np. zdrobnienie brzuszek – pępuszek). Próbuje sił w rymach niedokładnych (czasem aż za bardzo). Co dziwne: tej książce nawet takie próby nie przeszkadzają.
Teksty bronią się pomysłowością i dowcipem Ulfa Starka, ale i rymem (lub jego namiastką) i rytmem (lub jego namiastką) Agnieszki Stróżyk. Duże i naiwne ilustracje Charlotte Ramel pozwalają przedstawić książkowych bohaterów i także pełne są żartów, choć raczej tych o proweniencji ludycznej. Ulf Stark to klasa sama w sobie. Jego książeczki zasługują na uwagę i warto je polecać małym odbiorcom. Niezależnie od formy, jaką proponuje maluchom Stark, teksty tego autora skrzą się dowcipem i pełne są zaskakujących spostrzeżeń. Szczególnie cenny wydaje się tu fakt, że Ulf Stark jest w stanie naśladować dziecięcą fascynację światem. To sprawia, że może z łatwością porozumieć się z najmłodszymi.
Izabela Mikrut