Czym są baśnie? Te, które każda kultura przechowuje przez stulecia, w uproszczonej wersji wciąż przekazując najmłodszym?
Na ogół: fantastycznymi, rozgrywającymi się w nieokreślonej czasoprzestrzeni opowieściami, opartymi na elementach folkloru. Zazwyczaj krótkimi. Z wyraźnym podziałem na dobrych i złych.
Czy taka właśnie jest Baśń Jonasa T. Bengtssona?
Właściwie pod każdym względem – nie. Kolejne obrazy, składające się na historię głównego bohatera, Petera, można powiązać z konkretnymi miejscami, przypisując im dość dokładne daty. Zapach i smak rzeczywistości są tu łatwo wyczuwalne. Opowieść nie należy, bynajmniej, do najkrótszych, wykracza poza ramy jednowątkowości. Tradycyjnie rozumiane dobro i zło nie mają w ogóle znaczenia.
Skąd zatem ten tytuł? Dlaczego sam autor uznał koleje życia Petera za baśń?
Może skłonił go do tego motyw nieustannej wędrówki, czyniącej z obydwu kluczowych postaci – Petera i bohatera jego dzieciństwa, ojca – ludzi oderwanych od współczesnej rzeczywistości, żyjących poza kanonem normalności? Albo chciał podkreślić znaczenie historii króla i królewicza (na co wskazywałaby też okładka polskiego wydania) uciekających przed żołnierzami białej królowej – opowieści, którą ojciec co wieczór usypiał swego syna? A może wiązało się to z młodym wiekiem narratora?
Gdy zaczyna się Baśń, Peter ma bowiem siedem lat. Mówi o tym wprost, ale tę jego małoletniość można również usłyszeć między wierszami, gdy używa jedynie czasu teraźniejszego – tak definitywnie, wyłącznie, w typowo dziecięcy sposób koncentrując się na tym, co ma miejsce tu i teraz. Dzieci nie rozdrapują ran, nie zamartwiają się przyszłością, nie dokonują złożonych analiz czy interpretacji. Dzięki temu widzą i słyszą więcej niż ci, którzy już dorośli. Może fakt, że Peter nie traci tej umiejętności, sprawia, że w końcu (lata po tym, gdy jego nie normalne, ale szczęśliwe wędrowanie z ojcem zostaje gwałtownie przerwane) stanie się malarzem? Także wówczas trudno mu znaleźć swoje miejsce na ziemi, zbudować trwałe relacje. Wciąż szuka. Albo ucieka?
Baśń nie opowiada jedynie o trudnym życiu czy społecznym niedopasowaniu. Tym, co uderza w pierwszej części książki, jest niezwykła relacja ojca i syna, żyjących świecie pozbawionym wygód czy nawet stabilizacji, ale za to ich wspólnym, własnym, w pewnym sensie niezależnym. Razem tworzą zgrany zespół; zespół – jak się wydaje – nierozerwalny. Tak myśli syn, który – patrząc na ojca – wierzy, że dopóki przytrzymuję go wzrokiem, nic nie może mu się stać. Ale co się stanie, jeśli pewnego dnia straci ojca z oczu?
Prócz ciekawej, niebanalnej fabuły, w prozie Bengtssona cenne są niedopowiedzenia. Wbrew obecnej modzie, nie pisze on wszystkiego, pozostawiając przestrzeń na własne domysły czytelnika. Nie wyjaśnia więc motywów bohaterów, nie rozwiązuje do końca zagadek z ich przeszłości. Mimo pierwszoosobowej narracji, nie poznajemy dokładnie nawet samego Petera, aż do ostatniej strony trudno przewidzieć jego kolejne zachowania i decyzje.
Być może właśnie dzięki temu każda kolejna lektura tekstu Bengtssona pozwala wyczytać coraz więcej.
I czyż właśnie to nie jest cechą wszystkich baśni?
Nick wychodzi z więzienia. Siedział za ciężkie pobicie. Teraz żyje z dnia na dzień w mieszkaniu socjalnym. Jego brat samotnie wychowuje syna. Wyrzucają...
WSPÓŁCZESNA OPOWIEŚĆ O RODZINIE I ZEMŚCIE, WSPÓŁCZUCIU I PIĘKNIE. „Sus ostrzy swoje noże. Kocha je. Często je wyjmuje i ogląda. To...