Żydek
Wszystkich.
Małą Rachel też.
Nauka jest jeszcze w powijakach. Ile energii, tajemnic i równań krąży jeszcze nieodkrytych przez człowieka. Takim nieodkrytym i niezrozumiałym bytem był Mosze. Trzymał i dotykał materialne przedmioty, ale sam nie był materialny. Parę razy celowo ocierałem się o niego, ale przenikałem przez ciało. Jednocześnie wpieprzał te gęsie pipki, aż mu się... no tak, przecież nie miał uszu.
Kompletnie bez sensu!
*
- Tata, z kim ty znowu gadasz? – Jankes rozdarł się ze swojego pokoju. Myślałem, że gówniarz rżnie na kompie w słuchawkach i gadałem sobie z Mosze. Gdzie on wlewa i co się dzieje z herbatą, którą żłopał z upodobaniem na hektolitry?
- Z Mosze.
Stanął w drzwiach ze słuchawkami na szyi.
Dziadek, co się z tobą dzieje? Tu nikogo nie ma, a ty siedzisz i gadasz. Nawet drugą herbatę zrobiłeś. Wszystko w porządku?
Nic młotek nie rozumie.
- Mosze to dawny mieszkaniec tego domu. Bardzo fajny gość i świetnie nam się gada. Szkoda, że go nie widzisz...
Przyglądał mi się długo spod przymrużonych powiek. Wytrzymałem.
- Nie gotuj jutro dla mnie. Idę do babci. – Odwrócił się – Aha – rzucił przez ramię - i pozdrów ode mnie Mosze.
*
Przesiedzieliśmy z Mosze całe popołudnie. John został u babci na noc, więc nic nie krępowało mnie w konwersacji.
Ładnie się chłop zarastał i odbudowywał. Było już jedno oko, brwi i oraz większość skóry głowy. Wąski nos z lekkim garbem, kręcone, ciemne włosy i broda. Męskie rysy twarzy. Jakby go wsadził w jeansy i adidasy, dziewczyny by sikały na jego widok. Jakąś brykę dodać i wszystkie jego.
Głos miał niski, matowy. Ciekawie opowiadał. Jakoś tak znajomo brzmiały mi jego opowieści...
„...Estera była śliczną dziewczyną. Jej rodzice mieli sklep żelazny na rogu Dużej i Poniatowskiego. Od zawsze mi się podobała. Jej ojciec stanowczo zabronił nam spotkań. Byłem biedny jak mysz kościelna. Mój tato pracował w hucie, matka w domu. Miałem siedmioro rodzeństwa. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Cóż to za partia dla bogatej Esterki? Jak miała osiemnaście lat, uciekła nocą; w samej pidżamie. Bracia oddali nam pokój, przenosząc się do kuchni. Stary Blumhof wydziedziczył ją i zabronił pokazywać się w rodzinnym domu. Pięknie nam było. Tak kochająco. Biednie, ale razem. Aż do narodzin Rachel. Zakażenie połogowe. Strasznie cierpiała, a ja siedziałem i trzymałem ją za rękę, słuchając wycia. Nie miałem już łez. Zostałem sam z Rachel.”