Zwyczajnie - mi³o¶æ (IV) Powrót do domu
przera¿enie.
Przeskoczymy to jednak. Jest dzieñ. Magda obudzi³a siê w swoim domu. Du¿e piêciopokojowe mieszkanie urz±dzone stylowo. Jej pokój niedu¿y, ale na wskro¶ jej – w ka¿dym detalu- od pianina w k±cie, wie¿y stereo i dywanika przypominaj±cego skórê nied¼wiedzia polarnego po ka¿dy niespecyficzny kamyczek i szkie³ko na pó³ce. Du¿y salon w którym zazwyczaj wszyscy siê spotykali, fortepian, kanapy, ³awa, bibeloty rêkodzie³a ludowego z ró¿nych krajów ¶wiata, porozk³adane na pó³kach z drzewa hebanowego i porozwieszane na ¶cianach, tu i ówdzie zdjêcia rodzinne z wycieczek po ¶wiecie, du¿y telewizor. Do pokoju Micha³a nie zagl±damy, bo na razie nie mamy potrzeby. By³a jeszcze sypialnia rodziców i gabinet, ale tam te¿ nie zagl±damy, bo bêdzie jeszcze okazja. £azienka w drewnie, kamieniu i lustrach, ale nie bêdê siê mo¿e bardziej wg³êbiaæ, bo kogo to interesuje? Chodzi o to, ¿e mieszkanko urz±dzone by³o w swoim wyszukanym, nietuzinkowym stylu. Kuchnia – szafki z ciemnego szk³a, wykoñczone metalicznie, l¶ni±ce blaty i du¿y stó³. Tutaj siê zatrzymamy, bo tu na Magdê czekali rodzice, gdy raczy³a w koñcu wyj¶æ ze swej niszy. Mamê widzieli¶my. Teraz ubrana by³a w kremow± spódniczkê w kolano i zielon± bluzeczkê zapinan± na guziki. U³o¿one starannie w³osy, lekki makija¿, bi¿uteria. Ojciec – ³ysiej±cy pan ze sporym brzuchem, nie bardzo wysoki z okularami na nosie i powa¿n± min±, ubrany w liliow± koszulê.
- No. Moja artystka w koñcu siê obudzi³a. Pozwól tu panienko. – wskaza³ jej taboret obok siebie, gdy stanê³a w progu. Podesz³a niepewnie i usiad³a bez s³owa. – No to teraz mi opowiedz co siê wydarzy³o w tej Ameryce. Bra³a¶ udzia³ ju¿ w tylu koncertach i konkursach, a teraz co? Co siê sta³o? – tu wyra¼nie podniós³ g³os, po czym nabra³ powietrza w celu samouspokojenia. Spojrza³ na ni± pytaj±co.
- Nie wiem. – Skrzywi³a siê niepewnie. – Mo¿e to zmiana klimatu, mo¿e co¶ zjad³am w hotelu. ¬le siê poczu³am… Nie wiem. Zdajê sobie sprawê, ¿e zaprzepa¶ci³am wielk± szansê, ¿e na darmo wyda³e¶ pieni±dze, aby mnie tam wydelegowaæ, ¿e przynios³am ci wstyd przed znajomymi, ¿e na moje miejsce móg³ jechaæ kto¶ inny i wielu by³o chêtnych. Ja dosta³am szansê i wszystko popsu³am. Przepraszam. Nie wiem jak to siê sta³o. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Beznadziejna jestem. Nastêpnym razem nigdzie ju¿ mnie nie wysy³aj i ju¿. – spojrza³a na ojca wyra¼nie roz¿alona wyczekuj±c jego wyroku, a on patrzy³ wci±¿ z surow± min±.
- ¯eby¶ wiedzia³a, ¿e nastêpnym razem zanim po¶lê ciê gdziekolwiek przemy¶lê to dobrze.
- Stasiu przecie¿ dziewczyna mówi, ¿e siê ¼le poczu³a. Mo¿e jakie¶ jedzenie hotelowe jej zaszkodzi³o, albo co¶. Mo¿e specjalnie kto¶ jej co¶ poda³. Przecie¿ j± znasz. Dlaczego mia³aby nie wyst±piæ na tym konkursie najlepiej jak potrafi, skoro na tylu innych bez problemu wystêpowa³a. W tym musia³ maczaæ palce kto¶ z konkurencji. Ja ci mówiê.
Tak pokrótce sprawa w domu zosta³a za³agodzona. Tego dnia jeszcze Magda umówi³a siê z adwokatem, aby porozmawiaæ o mo¿liwo¶ci uniewa¿nienia zawartego ma³¿eñstwa i tu dowiedzia³a siê, ¿e przede wszystkim musi mieæ jakie¶ dokumenty potwierdzaj±ce zawarcie tego¿ zwi±zku. Musia³a poczekaæ. Wieczorem spotka³a siê z narzeczonym. Piotr - wysoki, szczup³y cz³owiek o p³owych w³osach i niezbyt atletycznej budowie, ale sympatycznym wyrazie twarzy. By³ bratem jej przyjació³ki. Poznali siê u niego w domu. Ona odwiedza³a Izê, on zachodzi³, przysiada³ siê, zagadywa³. Lubi³a jego towarzystwo, budzi³ sympatiê. To nie by³a jaka¶ wielka namiêtno¶æ, ale dawa³ jej poczucie bezpieczeñstwa, mieli podobne zainteresowania, dobrze siê z nim czu³a.
Przyszed³ teraz do jej domu, aby j± powitaæ po powrocie. Od dawna rodziny ju¿ siê zna³y. Wszyscy