Zołza - cz. 5
- Byłam u lekarza, mam podwyższony cukier – powiedziała od samych drzwi.
- Cukier? – spytała kpiąco Klara. – Pomyśl ciociu, wieczorem zjadłyśmy prawie połowę tortu. Dosyć, że nie mogłam długo zasnąć, potem zaczęło mnie mdlić, aż chwilami myślałam, że się zrzygam. Ręczę, jeśli bym poszła dzisiaj z rana do badania cukru, stwierdzono by zaawansowaną cukrzycę. Ty ciociu, wcale nie wyglądasz na cukrzyka, znam się na tym. Gdy mieszkałam w wiosce, co druga osoba miała cukrzycę i jedna przez drugą się nią chwaliła, przeważnie w sklepie.
- Masz rację, chyba ten tort to sprawił – przytaknęła i odetchnęła z ulgą. – Powiedz mi kochanie, jak wypadła rozmowa z ojcem? Były gratulacje?
- Rozmowa, jak rozmowa. Niczym nie różniła się od pozostałych rozmów. Zjadłam z nim obiad, a potem lodowy deser i odwiózł mnie swoim samochodem. Powiedział mi komplement, że zawsze we mnie wierzył. Tylko szkoda, że tego nigdy głośno nie powiedział – roześmiała się rozbawiona. – Nadmieniłam mu, że wybieram się na prawo jazdy i pilnie poszukuje sponsora, który sfinansuje kurs.
- Co ci odpowiedział?
- Nic nie powiedział, patrzył na mnie jakbym przybyła z kosmosu. A swoją drogą, jeśli tak bardzo we mnie wierzył, wypadało rzucić jakiś grosz. Prawda?
Ciotka Luiza roześmiała się rozbawiona niemniej od Klary, wyjęła z torebki dość dużą kopertę i podała dziewczynie.
- List polecony, odebrałam od listonosza.
- Auł! Od mojej siostry. Ale dlaczego ten list, jest w takiej dużej kopercie? – spytała z zakłopotaniem.
- Nie wiem, Klaro. Najlepiej zrobisz, jeśli pójdziesz do swojego pokoju i ze spokojem zagłębisz się w czytaniu. Mam jeszcze jedną wiadomość, przyjeżdża z Krakowa mój brat i zaprasza nas do teatru. Zabiera ze sobą swojego wnuka, który od maleńkości z nim zamieszkuje. Tylko mam do ciebie prośbę, nie strzelaj do niego swoimi piwnymi oczkami. To ty masz być obiektem jego zainteresowania… a jest, na co popatrzeć, jesteś ładna i wszystko masz na swoim miejscu – dodała po chwili.
- Wiesz ciociu, nie potrzebuję swatki – odparła z lekkim oburzeniem.
- Kto tu mówi o swataniu, ja po prostu jestem dumna, kiedy mężczyźni się za tobą oglądają. Jeśli mam być szczera, mojego bratanka syn, też jest bardzo urodziwy. Tak przynajmniej twierdzi Nikol.
- Dobrze, dobrze – machnęła dłonią – ja wiem swoje. Wobec tego, kiedy mamy wychodne?
- Do teatru idziemy w sobotę. Natomiast w niedzielę zaprosiłam go na obiad, ma się rozumieć z wnukiem.
Klara zachichotała.
- Która z nas, zajmie się wystawnym obiadem – spytała coraz bardzie krztusząc się śmiechem.