Zołza - cz. 5
Minął dokładnie jeden rok i dwa dni, gdy Klara upuszczała dom rodziny. Czy wtedy, jako wiejska dziewczyna, nieznająca życia, postąpiła słusznie? Dzisiaj na to pytanie, nikt nie potrafi odpowiedzieć, nawet ona sama. Jednak ciągle powtarza, że będąc w wiosce, nie osiągnęłaby nawet połowę takiego sukcesu, a jej życie stanęłoby w miejscu. Tylko nie wie, że z wioski wyniosła najwspanialsze zalety: uczciwość i pracowitość. Dziewczyna nie należy do osób, które czekają, co im los przyniesie. Ze swoją pracowitością, wychodzi losowi naprzeciw i wytrwale dąży do celu. Jej najwyższą aspiracją, jest ukończyć studia. Czy jej się uda? Na to pytanie, odpowie upływ czasu. Jeszcze przed rokiem, była znikoma szansa na ukończenie szkoły średniej, dzisiaj trzyma w ręku świadectwo dojrzałości. Trzeba przyznać. Klara, to mądre dziewczę, a przede wszystkim posiada silną psychikę. Nie płacze byle, czego nie robi z siebie męczennicy, ale pewnie stąpa po ziemi. Najpierw stoczyła zaciętą walkę ze swoją matką, która jej się prawie wyrzekła, bo nie odezwała się do niej przez cały rok. Jednak, gdy zadzwoniła, że pomyślnie zdała maturę, matka z radości się rozpłakała i wszystkie żale, puściła w niepamięć. Od tego dnia, dość często dzwoni do córki, żeby, chociaż na kilka dni przyjechała, ale jej nie pilno odwiedzić wioskę. Najmniejszy problem miała z ojcem. Można powiedzieć, wcale go nie miała. Najpierw mu nadmieniła, że postanowiła na zawsze opuścić dom rodzinny. Nie wyglądał na zaskoczonego, zrobił tylko gest oczami, lekko się uśmiechnął, a potem powiedział: ’’Jesteś pełnoletnia, skoro uważasz, że słuszną podjęłaś decyzję, nie mam nic przeciwko temu. Chcę żebyś wiedziała, jesteś moją jedyną córką, obojętnie gdzie będziesz, będę nad tobą czuwał żeby ci niczego nie zabrakło’’. Klara postawiła oczy w słup, na słowa ’’jedyną córką’’ adrenalina jej się podniosła, myślała, że wybuchnie. Ale bardzo szybko ochłonęła i powiedziała stanowczo: - Wiesz tato. Dopóki się uczę, będziesz płacił alimenty. Zrobił gest oczami, ale już się nie uśmiechnął. Dziewczyna mówiła dalej: - Nie wiem, jak wolisz? Ugodowo pięćset złotych miesięcznie, czy sąd ma ustalić kwotę? Chwilę na nią popatrzył, jakby się zastanawiał, jaką dać odpowiedź. Potem nagle poderwał się z miejsca, pocałował ją w policzek i wychodząc – odburknął, że przemyśli. Nie można powiedzieć, żeby długo myślał. Chyba zdał sobie sprawę, że jego córka nie żartowała, więc lepiej pójść z nią na ugodę. Kiedy już było wiadomo, że Klara kontynuuje naukę osobiście przywiózł jej pieniądze. Od tego dnia, odwiedzał ją raz w miesiącu, chyba tylko, dlatego aby pokazać, że też potrafi być wspaniałym ojcem. Alimenty przysyłał przekazem pocztowym albo wręczał osobiście, jednak nigdy nie żądał pokwitowania gotówki. Chociaż przyjeżdżał i starał się być dla niej miły, nie okazywała mu zbyt wielkiej miłości. Po prostu nie potrafiła wybaczyć, jak postąpił z jej siostrą. Znowuż swe źrenice utkwiła w świadectwie, jakby jeszcze nie wierzyła, że jest w nim wpisane jej imię i nazwisko. Kręcąc się na obrotowym krześle, wróciła myślami do wydarzeń sprzed roku. Do dnia, w którym opuściła dom rodzinny, by z dala od najbliższych rozpocząć nowe życie. – Udało się, nawet bardzo udało – wyszeptała i kilka razy pocałowała, trzymający w ręku dokument, który ma być przepustką do dalszej wiedzy.
Trzeba przyznać, nie wszystko się układało, jak w baśniowej krainie. Zdarzały się noce, że tuląc się do mokrej poduszki dawała upust łzom. Jednak, gdy nastał ranek, jej dziewczęce troski rozwiały się jak mgiełka, a na jej twarzy znów zagościł szczęśliwy uśmiech. Bardzo dużo zawdzięcza pani Luizie. Właściwie, już nie pani, tylko cioci Luizie. Przecież mają obie takie, same nazwiska i pośród znajomych, Klara uchodzi za dalszą kuzynkę Nikoli. Uśmiechnęła się kącikiem ust, a przed jej oczami stanął jeszcze niezamazany obraz tamtego dnia. Gdy ciotka Luiza wzięła do ręki ostatnie jej świadectwo, nic nie powiedziała. Spojrzała na dziewczynę, która stała jak pod pręgierzem, czekając wymierzenia kary. Uśmiechnęła się do niej serdecznie. Ale kiedy przepytała ją z matematyki, rozłożyła ręce. Klary wiadomości, były na poziomie ostatniej klasy gimnazjum. W takim razie, jak to się stało, że zdawała z klasy do klasy? Prawdopodobnie, był to zwyczajny łut szczęścia - wnet znalazła wytłumaczenie. Dziewczyna ciężko westchnęła. Wtenczas lekcje matematyki, wydawały jej się gorsze od horroru. Teraz mówi głośno: - Chcąc pokochać matematykę, trzeba ją najpierw zrozumieć. Odłożyła świadectwo i poszła powitać ciotkę, która wróciła nie wiadomo skąd. Spojrzała na nią z przerażeniem, już po jej minie wywnioskowała, że ktoś nadepnął ją na odcisk.