Zołza - cz. 4
- Dobry wieczór. Nazywam się Klara Krawczyk. Czy zatrudni mnie pani, jako całodobową opiekunkę? – spytała, dwa razy sobie dygnęła i weszła do mieszkania.
- Nad tym, muszę poważnie pomyśleć. Tak naprawdę, zastanawiam się, kto bardziej potrzebuje opiekunki? Luiza Krawczyk, czy Klara Krawczyk? – spytała pół żartem, pół serio.
- Chyba nawzajem jesteśmy sobie potrzebne – odpowiedziała dziewczyna i cmoknęła starszą panią w policzek.
- Wobec tego, chcę żebyś mi wytłumaczyła, tylko bez krętactwa – pogroziła palcem. - Dlaczego nie wybierasz się, na rozpoczęcie roku szkolnego? Klara nie wiedziała, czy pani Luiza pyta poważnie, czy żartuje. Więc wzruszyła tylko ramionami. – Może masz zamiar, zrezygnować z dalszej nauki? Klara znowuż wzruszyła ramionami. – Posłuchaj młoda damo, nie wzruszaj mi tu ramionami, tylko odpowiedz na moje pytanie: przywiozłaś chociaż ostatnie świadectwo?
- Tak. Przywiozłam, świadectwo – rzekła radośnie, wyjmując z torby szarą kopertę. – Przywiozłam także kabanosy – dodała nie przestając się cieszyć.
- Kabanosy nie są wskazane na noc, gdyż są ciężkostrawne. Po co, je w ogóle kupiłaś?
- Wcale nie kupiłam, zwinęłam mamie z lodówki.
- Skoro tak, to możemy sobie na nie pozwolić. Kiedyś już bardzo dawno ktoś powiedział, że kradzione nie tuczy i nie zaszkodzi – powiedziała całkiem poważnie i sięgnęła po kabanosa.
* * *
Pani Luiza Krawczyk spojrzała na budzik, było już dobrze po północy. Weszła do pokoju Klary i przymknęła okno, noce były już chłodne. Obrzuciła wzrokiem śpiącą dziewczynę i uśmiechnęła się kącikiem ust. Polubiła to dziewczę. Zawsze marzyła o wnuczce, ale Nikola nigdy się nie kwapiła, aby urodzić dziecko. W tym roku ukończy trzydzieści osiem lat, więc jest wątpliwe, żeby teraz naszła ją ochota na rodzenie. Jak to się stało, że zainteresowała się tą młodą osóbką, która tak bardzo zawładnęła jej sercem? To przypadek sprawił, zwykły przypadek.
Niecały tydzień temu, obchodziła swoje sześćdziesiąte piąte urodziny. Właśnie wtedy jej serdeczna przyjaciółka, opowiedziała o dziewczynie, która od dwóch miesięcy mieszka u jej siostry i sypia w kuchni za zasłonką. O ślicznej dziewczynie, która tak szybko mówi, jakby się bała, że czas minie, a ona nie zdąży wszystkiego powiedzieć. Gdy spytała przyjaciółkę, czy to ktoś z rodziny? Pokręciła przecząco głową, potem wyjaśniła, że przyjechała, jak większość studentów, żeby przez wakacje zarobić trochę grosza. Dodała jeszcze, że za kilka dni, jej szef zwija swój biznes i wraca na Śląsk, a po nią ma przyjechać ojciec.