Zołza - cz. 4
Co się stało z jej rodziną? Jeszcze tak niedawno, chodziła z rodzicami za rękę, nagle jakby piorun strzelił; rozpadło się wszystko. Dzisiaj ojciec oznajmił, że Ewelina jest jej przyrodnią siostrą, co było dla dziewczyny szokiem. Kiedy dostrzegł zdziwienie w oczach Klary, wtedy wyjaśnił z wielkim zadowoleniem, że jej najstarsza siostra, nie jest jego córką. To znaczy, że jej siostra, jest dzieckiem nieślubnym. Ale obojętnie z której strony na to spojrzeć, ojciec zachował się paskudnie. Skoro poślubił samotną matkę, a dziecku dał swoje nazwisko nie powinien tego nagłaśniać. Zwłaszcza, po dwudziestu ośmiu latach. – Już go nie lubię – szepnęła i przełknęła ślinę, żeby się nie rozpłakać. Fakt, że Ewelina jest wredną suką, skończoną bałaganiarą i kłamczuchą, która mówi prawdę, tylko wtedy, gdy się pomyli. Jednak to nie powód, żeby ojciec się od niej odwracał. Klara też by jej nigdy nie uderzyła, tym bardziej, że jest w ciąży. Ale niech to będzie dla niej nauczką, żeby trzymać język za zębami. Ciekawe, czy poskarży się mamie. Właściwie, jakie to ma teraz znaczenie? Prawdę powiedziawszy, mamy dzisiejsze zachowanie, też dało dużo do myślenia. Rozmawiała sztywno i na kilometr wiało od niej chłodem. Wcale jej nie zależy, żeby córka ukończyła szkołę; liczą się tylko alimenty. Więc niech się z nimi pożegna, bo nie dostanie złamanego grosza. Uśmiechnęła się słodko, aż w oczach poczuła iskierki. – To nie znaczy, żeby ojciec wymigał się od płacenia. Będzie płacił, nawet niezłe alimenty, tylko będą one wpływały do innej kasy – powiedziała półgłosem, aż otyła kobieta na nią spojrzała.
- Każdemu się zdarza, że od czasu, do czasu głośno myśli. Prawda? – zamrugała oczami.
Kobieta przytaknęła głową. Raptem rozsunęły się drzwi i do przedziału wkroczył wyższej rangi kontroler. Klara podała mu bilet, oraz legitymację szkolną. Chwilę popatrzył na zdjęcie, potem uśmiechnął się serdecznie. Może dlatego, że ona też się do niego uśmiechnęła?
- Może mi pan powiedzieć, za ile godzin będziemy w Koszalinie?
- Godzin? – spytał zdziwiony. Spojrzał na zegarek. – Powinniśmy być dokładnie, za czterdzieści minut. Ale w Białogardzie zazwyczaj, ma dłuższy postój. Wobec tego może mieć małe spóźnienie.
- Dziękuję. Nawet nie wiem, kiedy tak szybko zleciał czas – rzekła z czarującym uśmiechem i znowuż wróciła myślami, do swojego poplątanego życia. Co będzie, jeśli starsza pani zrezygnuje z opiekunki? Przecież wszystko może się wydarzyć. Prawdę mówiąc, Klara nie bardzo wiedziała, po co jej opiekunka? Fakt, że poruszała się na wózku, jednak po mieszkaniu przemieszczała się o kulach: nieraz nawet, tylko o jednej. Ale trzeba przyznać, jest elegancką kobietą i ma klasę. Chociaż jej spojrzenie, jest dość surowe, a ton głosu, stanowczy i konsekwentny; ale uśmiechnąć się, też potrafi. Prawdę powiedziawszy, słowa Zośki minęły się z prawdą, bo chociaż starsza pani, jest poważną osobą, ale na pewno nie jest wiedźmą. Bardzo dużo rozmawiały, ale tak naprawdę, przeważnie Klara mówiła, a ona słuchała. Była jedyną osobą, która potrafiła ją słuchać. W domu rodzinnym, nikt jej nigdy nie wysłuchał. Kiedy zaczęła jakiś temat, zawsze przerywano jej rozmowę. W końcu rzadko się odzywała, sądziła bowiem, że źle się wysławia, a jej tematy są nudne. Wiarę w siebie odzyskała, będąc daleko od domu. Tu właśnie, w tej niedużej nadmorskiej miejscowości, znalazła pierwszych życzliwych ludzi, którzy okazali jej dużo serca, zawsze ją wysłuchali i służyli radą, gdy tylko o nią poprosiła. Jednak rozmawiając ze starszą panią, zawsze omijała temat domu. Natomiast z błyskiem w oczach opowiadała, o swojej pracy u pana Zenona. Nie pominęła nawet przystojnego Andrzeja, któremu sprzedała nieosolonego kurczaka oraz o tym, że pierwsza randka, przeszła jej koło nosa. Dojeżdżając już na miejsce, w sercu czuła ogromną radość, jednak chwilami w jej umyśle rodziła się niepewność. Jednak kiedy stanęła przed mocno oświetlonym domem, jej obawy się rozwiały, jak nikotynowy dymek. Zaś w sercu poczuła, jakby wstąpiło w nią inne życie. Dotknęła palcem domofonu i wystukała kod. Niemal w tej samej chwili, puścił zamek, a ona weszła do środka. Zapaliła światło i lekko zastukała, zawsze tak robiła. Wnet otworzyły się drzwi i w progu, stanęła starsza pani. Nie okazała zdziwienia, ale słodko się uśmiechnęła.